sobota, 7 września 2013

Rozdział 8.

Gdy wchodziliśmy po schodach stadionowych na wyższe piętro, odwróciłam się w stronę boiska. Właśnie rozpoczynał się trening chłopaków. Jakimś dziwnym trafem wszyscy nagle na mnie spojrzeli. Zarumieniłam się i odwróciłam głowę z powrotem, by nie przepaść przez te drobne schodki. Z trybun boiska skręciliśmy w mały korytarz, który na pewno nie był widoczny z murawy. Klopp otworzył pierwsze drzwi po prawej i przytrzymał je bym mogła przejść. Znalazłam się w średniej wielkości dość jasnym pomieszczeniu. Wewnątrz było biurko, za którym stało krzesło, parę półek z aktami, książkami i pucharami, dwa wolne siedzenia i podest. Ale teraz to siedzenie które przed chwilą wymieniłam nie było puste. Siedział na nim bramkarz BVB, Roman Weidenfeller.
- Witam, Roman Weidenfeller.  - wstał z miejsca i przedstawił się grzecznie.
- Estera Rutkiewicz, miło mi - również się przedstawiłam i skinęłam delikatnie głową.
- No Estera, jeśli chcesz to sobie usiądź i nie stresuj się, ale jakbyś mogła o sobie powiedzieć.
O nie, tego się najbardziej obawiałam.
- Ej ludzie ja was nie znam... nie będę się wam ze swojego życia spowiadać. - pomyślałam oburzona. Ale po mojej twarzy nie było widać ani grama złości.
- Dobrze więc ... nazywam się Estera, jak już panowie z pewnością zdążyli się zorientować. Mam 22 lata. Tak naprawdę to nigdy nie miałam styczności ze śpiewaniem dla publiczności i prawdopodobnie by mnie tu nie było gdyby przypadkiem Łukasz nie usłyszał jak śpiewam, a stało się to dlatego, że tymczasowo mieszkam u Piszczków. No i właśnie Łukasz wkręcił mnie w to. Oczywiście cieszę się że w końcu mam jakąś szanse się wykazać. - uśmiechnęłam się na koniec delikatnie.
- Jak na razie więcej nam informacji o tobie nie potrzeba. Więc puść podkład, nie stresuj się. Wyobraź sobie jakbyś śpiewała dla siebie.
- Ale zaskocz nas - wtrącił Roman.
Taaa, łatwo mówić bo to nie wy jesteście posikani ze stresu i nie musicie kompromitować się swoim śpiewem przed obcymi ludźmi. Czułam nerwy, ale absolutnie nie dałam tego po sobie poznać.m
- Dobrze - tylko przytaknęłam cicho. Włączyłam Mac'a i przeleciałam wzrokiem nagrane utwory.
- Nie stresuj się Esia, pokaż im na co cie stać, zrób to dla Ewy - powtarzałam w duchu. Wybrałam piosenkę.
-No mała, teraz albo nigdy - powiedziałam cicho i po polsku, by nie rozumieli.

Stałam naprzeciwko ich. Po pierwszych paru słowach stres mi opadł. Posłuchałam Klopp'a i śpiewałam dla siebie. Cały czas obserwowałam ich twarze. Chyba im się spodobało. Gdy wyciągnełam w drugim akapicie, Romanowi nawet na chwile się delikatnie otworzyła buzia. Mam nadzieję że z zachwytu.
Gdy skończyłam śpiewać, niepewnie spojrzałam na obydwóch panów.
Ci zaś wymienili między sobą spojrzenia i jak na sygnał zaczęli klaskać. Obydwoje nagle uśmiechnęli się w moją stronę.
- No pięknie, pięknie - zaczął Klopp nie wiedziałem nawet że na tej ziemi chodzą jeszcze takie talenty.
- Dokładnie. - wspomógł go bramkarz.
- Dziękuję. - odpowiedziałam. - Miło to słyszeć. - starałam się nie robić z siebie wariatki gdyż w głębi cieszyłam się niesamowicie że im się podobało.
- Więc... my jesteśmy na 'tak'. - powiedział Roman ale dla pewności spojrzał jeszcze na trenera.
- Oczywiście - dodał Jürgen. - Ale chłopaki muszą również wyrazić zgodę...
Boże, o czym on mówi?! Co jeszcze mam zrobić?!
- No jasne. - wsparł go w tej decyzji Roman.
- Dała byś rady jeszcze raz zaśpiewać ale przed chłopakami? - popatrzył z nadzieją na mnie trener BVB.
- Tak, oczywiście - wypaliłam, ale za sekundę tego pożałowałam.
- Jezus co ja zrobiłam? Przecież ledwo wystąpiłam przed nimi, a co dopiero przed całą drużyną. - zaczęła się wewnętrzna panika. - Ej Esia, uspokój się... pokaż im że zajebiście śpiewasz. - pocieszałam się w duchu. Wyszliśmy z małego korytarzyka wprost na piętnasty rząd siedzeń na stadionie. Miałam nadzieje ze chłopcy nas nie zauważą... ale nie o oczywiście jak na złość pan Klopp musiał się wydrzeć.
- Przerywamy trening.
- A któż to za panem idzie? - zapytał zainteresowany Hummels.
- Nie widać że dziewczyna? - zapytał głupkowato trener. Mats postanowił się chyba już nie odzywać jak na razie.
- Przedstawiam wam Esterę...- zaczął Klopp - Dziś usłyszałem jak ta piękna dziewczyna śpiewa i stwierdziłem że od dziś, to ona będzie naszą atrakcją i będzie pięknie śpiewać. Prawda? - popatrzył na mnie i uśmiechnął się.
- Ależ oczywiście - zasalutowałam dla żartów. Wszyscy zaczęli chichotać.
Chciałam im po prostu pokazać, że nie jestem szarą i sztywną dziewuchą z Polski.
- No więc jak już mówiłem, to nasza nowa śpiewaczka. Ale... żeby nie było że sam wybieram, to sami się zaraz przekonacie jak, cudownie śpiewa. - zakończył z satysfakcją Jürgen.
- Ło jezu. - pomyślałam. Znów panika wzrastała.
- Kurde Estera, pomyśl sobie, że Ewa patrzy. Zawiodłabym ją gdybym teraz stchórzyła... wręcz przeciwnie muszę być silna. - powtarzałam w duchu. Narastająca panika nagle zaczęła zmieniać się w pewność siebie.
- No dajesz mała. - usłyszałam głos Łukasza i posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Dobra, pora rozkręcić tą haje, niech im kopary opadną - mówiłam po cichu. Wyjęłam laptopa z torby i uruchomiłam ponownie. Położyłam na stoliczku który był w rogu platformy na której stałam. Przewinęłam utwory i kliknęłam " odtwórz" przy piosence Demi Lovato - Heart Attack.

I zaczęłam śpiewać. Chyba się wszystkim podobało. Po słowach "I think I'd have a heart attack", wszystkim po kolei szczeny opadły. Pewnie się nie spodziewali że tak wyciągnę. Chyba byli tym zachwyceni, bo wpatrywali się we mnie jak w obrazek. Na trybunach zauważyłam również parę kobiet. To pewnie dziewczyny lub żony zawodników. Po skończonej piosence usłyszałam niekończące się brawa. Gdy w końcu przestali, trener Borussii wyszedł na platformę i stanął koło mnie.
- I jak? Podoba się nasza nowa zdobycz w drużynie? - zapytał. Chyba jemu również się podobał występ.
- Jezu, to było niesamowite. - odezwał się Schmelzer.
- Szacunek dla ciebie.  - to powiedział Mats i posłał mi buziaka.
- To moja zasługa że ją tu teraz widzicie. - poklepał się dumnie w pierś Łukasz.
- Brawo kochana! - wydzierała się siedząca na trybunach żona Roberta, Ania. Prawie każdy dodał swój komentarz  co do mojego występu. Każdy oprócz Marco. Ten dalej przyglądał się mi z zainteresowaniem. Gdy zorientował się że ja widzę, że się na mnie patrzy, trochę się zarumienił i spuścił wzrok. To było słodkie, ale teraz moją uwagę przykuł Jürgen.
- To co? Powtóreczka? - zapytał wyraźnie wesoły trener.
- Pewnie że tak. - odezwali się chórem wszyscy.
- Yyy... czy ja już nic tu nie mam do gadania? - zapytałam oskarżycielskim tonem.
- Ty tu tylko śpiewasz. - stwierdził Piszczek i wszyscy zaczęli się śmiać. Ja również ale zanim zaczęłam,n zmierzyłam go wrogo.
- Dobra to co chcecie? -zapytałam ostatecznie.
Wszyscy zaczęli dawać swoje propozycje.
- Nicki Minaj - Va Va Voom - krzyczał Hummels.
- Margaret - Thank U Very Much - przekrzykiwał się Błaszczu.
Padło wiele propozycji.
- Ok, ok... już spokój. Wybrałam. - wydarłam się. Wtedy ucichli.
- A co wybrałaś? - spytał Lewy.
- Zobaczycie. - odpowiedziałam i popatrzyłam tajemniczo.
Odwróciłam się na chwilę, by włączyć inny utwór. Postawiłam na Lane Del Rey.

Śpiewałam w jej tempie. W tej piosence postawiłam na trochę pewności siebie. Na koniec pierwszej zwrotki zeszłam z podwyższenia po schodach bocznych i oparłam się o przednią część. Na słowa "It's fact kiss, kiss" puściłam oczko do Marco. Chyba się zawstydził, bo tylko się nieśmiało uśmiechnął.

Wszyscy tak uważnie słuchali mojego śpiewu, że w ostatniej powtórce refrenu, oni śpiewali słowa "Tell me I'm your national anthem..." a ja resztę czyli "... Booyah baby bow down making me say wow wow...". Po skończonym utworze, znów wzniósł się długi dźwięk oklasków. Haha, rzecz jasna połowa oklasków była dla chłopaków, którzy mi pod koniec pomagali śpiewać.
- Pięknie śpiewaliście. - pochwaliłam ich.
- Uczymy się od Ciebie. - usłyszałam Roberta. Zaczęłam się śmiać, a zaraz za mną reszta.
- Dobra nieroby. - uciszył towarzystwo trener. - Koleżanka śpiewa cudownie i jeszcze nie raz ją usłyszycie, więc teraz zabierać się za ćwiczenia. No już, już! Szybko! - poganiał ich i wyganiał ruchem dłoni. Widać było, że zachwyceni nie byli, ale w końcu to ich obowiązek.
- Gratuluje Estera, pięknie śpiewasz. Mam nadzieję, że podejmiesz się swojej pracy u nas. - trener miał w głosie pełno nadziei.
- Z przyjemnością. - odpowiedziałam mu radośnie.
- Cieszę się niezmiernie, a teraz do rzeczy... - wyjął jakąś kartkę z kieszeni kurtki i podał mi ją. - To jest plan, kiedy gramy mecze, a tym zielonym kółeczkiem zaznaczone są dni, kiedy będzie nam potrzebny twój głos. - oznajmił.
Zerknęłam na kartkę.
- Z tego wynika że za cztery dni będę występować przed publicznością tak ? - zapytałam niepewnie.
- Tak, ale to jeszcze są towarzyskie mecze. W piątek będziemy grali mecz z Bayernem i przed meczem zaśpiewasz nam coś, oczywiście w miarę twoich występów, twój budżet będzie się powiększał. Ale to obgadamy po występie... - rozkręcił się. - Takie cięższe spotkania będą dopiero za dwa tygodnie, gdy zaczną się mecze o Puchar Niemiec, ale na to jeszcze mamy czas.  A! No i jeszcze takie kartki - wskazał palcem na papierek który mi wręczył przed chwilą. - Będę ci dawał co tydzień z nowymi planami na twoje występy. Wyjaśniłem ci wszystko w miarę jasno? - zapytał pod koniec.
- Tak... póki co wszystko rozumiem. - powiedziałam pewnie.
- No... zuch dziewczyna. - poklepał mnie delikatnie po plecach. - Ja idę trenować moich chłopaczków, a ty idź usiądź obok tych pań. - wskazał na Anie i parę innych kobiet, siedzących na trybunach.
- Dobrze, dziękuję. - jeszcze chwile patrzyłam jak Klopp idzie w kierunku piłkarzy. W końcu ruszyłam na trybuny.
- Dzień dobry. - przywitałam się promiennie. Teraz dopiero zorientowały się ze koło nich stoję.
- Jejku to ty! - poderwała się z miejsca zona Roberta. - Jestem Ania, miło mi. - podała mi rękę. Ania była piękna i kobieca.
- Estera. - uścisnęłam jej dłoń delikatnie. - Mi również.
- A to jest Tugba. - Ania wskazała na wysoką brunetkę siedzącą tuż obok niej. - To Cathy. - wskazała następną. - A to Agata.
Podeszłam do każdej z osobna i podałam rękę. Gdy w końcu usiadłam, pierwsza wypaliła Agata.
- No to skoro się już znamy, to powiedz mi, skąd ty masz taki talent? - zapytała z zachwytem w głosie.
- Oj nie przesadzajmy, tożze trochę powyłam na scenie, nie czyni mnie wielkim talentem. - powiedziałam jej grzecznie, chichocząc pod nosem.
- No coś ty dziewczyno, byłaś fenomenalna! - odezwała się Cathy.
- Dokładnie... wszystkie jesteśmy pod wrażeniem twojego występu - to mówiąc Tugba, szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- Tak szczerze to był mój pierwszy występ przed publicznością. - odpowiedziałam im nieśmiale. Chyba zszokowałam ich tą informacją.
- Naprawdę?! - zapytały wszystkie cztery.
- Tak.
- Brzmiałaś jak profesjonalistka. - w dalszym ciągu zachwycały się moim występem.
Gadałyśmy tak przez bitą godzinę, aż do końca treningu. Na ostatnie piętnaście minut zeszłyśmy na temat o ubraniach. Ale i w tym temacie byłam chwalona za mój oryginalny styl. O dziwo nie pytały o moje tragicznie chude nogi. Ale chyba zauważyły że coś z nimi jest nie tak, bo od czasu do czasu bacznie się im przyglądały.
Na koniec pożegnałyśmy się uściskami i poszłyśmy w stronę wyjścia. Były naprawdę bardzo sympatyczne. Polubiłam je. Ja im chyba też przypadłam do gustu. Ania nawet zaproponowała mi bym w następnym tygodniu, wpadła do niej na kawę.
Czekając na Łukasza, który jak zwykle wychodził ostatni z Marco, Matsem, Robertem i Kubą, włączyłam po cichu muzykę.
- O nasza piosenkarka! - krzyknął Mats widząc mnie.
- Mogę autograf? - podbiegł do mnie Robert i zrobił błagalną minę po czym zaczął chichotać.
- Dam ci autograf na czole, może być? - zapytałam z nutą chamskości w głosie.
- Wolałbym na kartce. - wykrzywił się.
- Innym razem Lewuniu. - zaśmiałam się. Udał obrażonego.
- A tak właściwie to dziś będzie małe spotkanie towarzyskie u nas. - oznajmił mi Łukasz.
- Teraz to się nazywa "spotkanie towarzyskie", co? - wyśmiałam go.
- Cicho... nie chce tego nazywać imprezą, bo Ewa ich nie lubi. - dodał.
- A ok. - przytaknęłam. - A kto będzie?
- No ja, Ewa, Kuba z Agatą, Robert z Anią, Marco, Mario, Mats z Cathy i Mitchell z Riri. - zakończył z uśmiechem. - No i ty oczywiście, Esiu kochana. Nie może zabraknąć, jak to Klopp pięknie powiedział "naszej nowej zdobyczy w drużynie". - wszyscy zaczęli się śmiać. Oprócz mnie.
- Haha - zaśmiałam się sarkastycznie. - Debile głupie. - odgryzłam się.
- Szpadaj. - Łukasz, udawał oburzonego.
- Dobra panowie. Widzimy się u Piszczka o siedemnastej. - oznajmił na pożegnanie Robert i każdy rozszedł się w swoją stronę.
Wsiadłam w terenowe auto Łukasza i pojechaliśmy do domu.
_________________________
 Hej:) Jak tam pierwszy tydz szkoły? U nas nawet nie tak źle :P
 Dłuuuugo nam to zajęło ale dało jakoś rade się napisać :P

Udanego weekendu życzymy :*

wtorek, 3 września 2013

WAŻNE ! !

Jak wiecie zaczął się rok szkolny, więc rozdziały będą pojawiać się znaacznie rzadziej ://
Przez naukę także spotykamy się rzadziej więc nie mamy czasu pisać rozdziałów :// Postaramy się wrzucać coś raz na tydzień ale NIE OBIECUJEMY!

Mamy nadzieje że nam wybaczycie :*