poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 11.

Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości na Facebook'u.
- O nie, jest weekend, nie chcę mi się wstawać. - wymamrotałam podnosząc głowę. - Walić to. - i znowu oklapłam na poduszkę. Na chwilę miałam spokój który niestety nie trwał długo, gdyż zaczął dręczyć mnie dzwonek telefonu.
- Czego wy chcecie? - powiedziałam zirytowanym i zaspanym głosem. Chwyciłam telefon i przeciągnęłam zieloną słuchawkę po ekranie, nie patrząc od kogo odbieram.
- Halo? - przetarłam oczy.
- Cześć Esia!- usłyszałam głos Tamary.
- O Tamara, cześć.
- Jak tam u cioci?
O nie, nie powiedziałam jej! Co ja teraz zrobię?! Chyba powinnam powiedzieć jej całą prawdę.
- No wiesz, bo muszę Ci coś powiedzieć. - zaczęłam. - No bo, bo ja nie jestem u cioci.
- Co?! Jak?! To gdzie Ty jesteś?! - krzyknęła do słuchawki.
- No w Dortmundzie.
- W jakim Dortmundzie?! Co ty wygadujesz?! Okłamałaś mnie? - ostatnie dwa słowa powiedziała spokojnie, z niedowierzaniem w głosie.
- Nie to nie tak! Nigdy w życiu bym Cię nie okłamała, przecież wiesz.
- No to o co chodzi? - spytała z drżącym głosem.
- Już Ci mówię.
Zostałam zmuszona by wszystko jej wytłumaczyć. W czasie opowieści Tamara ani razu się nie odezwała.
- No wiec tak tu się znalazłam... - zakończyłam "opowiadanie" - I mieszkam u Piszczków, ale to chyba mało istotne.
Odpowiedziała mi cisza w słuchawce.
- Jesteś? Halo?
- U kogo?! - w końcu się odezwała.
- No u Piszczków. - westchnęłam - Łukasza i Ewy.
- Haha! - wybuchła śmiechem. - Ty chyba nie mówisz na serio? - jej ton zmienił się na poważny.
- Poważnie, przysięgam! - powiedziałam z irytacją w głosie.
- ... okej... to co ty teraz zrobisz? Zostaniesz tam? - wypytywała.
- Nie, jasne że im nie będę siedzieć na głowie. Zostaje u nich parę dni. Jestem w trakcie szukania mieszkania w Dortmundzie, ponieważ dostałam tu pracę.
- Czyli ty już nie... Jaką pracę? - zainteresowała się.
- No, jakby to ująć żeby nie zabrzmiało głupio... śpiewam na meczach Borussii, dla rozrywki...
Boże, zabrzmiało to jeszcze gorzej niż myślałam.
- Ty śpiewasz?!I to dla Borussii?! Tej Dortmund?!
- Tak, dla BVB. - powiedziałam w miarę spokojnym tonem, mimo iż się denerwowałam.
- ... no dobrze, powiedzmy że to do mnie dotarło, ale czemu mi od razu tego nie powiedziałaś? - spytała z wyrzutem.
- Ja nie wiem, skąd mam wiedzieć? Do mnie dalej nie dociera to, że jestem gdzie jestem, a nie chciałam byś się martwiła... masz inne problemy, chociaż by ze zdrowiem swojej mamy...
- Ty się nie martw o mnie tylko o siebie... jezuu... przecież bym ci przelała jakieś pieniądze na konto gdybym wiedziała...
- No właśnie o tym mówię. - przerwałam jej. - Ja po prostu nie chciałam Cię martwić, już i tak dużo ze mną przeszłaś, a ja nie potrzebuje pieniędzy tylko kogoś, wsparcie... - mówiłam z coraz to większa rozpaczą. - Ja jestem tu sama! - wybuchłam płaczem.
- Estera, błagam... nie płacz... przepraszam ja tez nie powinnam była ci teraz wyrzutów robić... proszę nie płacz... - zaniepokojona Tamara, próbowała mnie uspokoić.
- Nie przepraszaj to moja wina, ja mogłam...
- Cicho .. już spokojnie uspokój się... Wiesz co? Zrobimy tak, ja przyjadę tam do Ciebie i Ci pomogę. I tak miałam szukać jakiejś uczelni.
Wiedziałam że mi to zaproponuje... ale nie chcę jej teraz sprawiać kłopotów.
- Dziękuje ci za troskę, ale nie możesz się mną zamartwiać, poradzę sobie. - uspokajałam się powoli i zapewniałam ją mimo iż sama nie wierzyłam w to co mówię.
- Ale ja jestem twoją przyjaciółką, siostrą... jesteśmy przecież siostrami. A ja nie gdy w życiu nie zostawię siostry w potrzebie. Przylecę do Ciebie, obiecuję. - dalej mówiła.
Jej głos był taki szczerzy. Od zawsze wiedziałam że na Tamarę mogę liczyć zawsze. Dziękuje Bogu że dał mi właśnie ją!
- Nawet nie wiesz jak ci dziękuję, ja nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, kocham Cię.
- Już nie płacz, tak jak mówiłam znajdę jakiś lot do Dortmundu i przylecę do Ciebie, też cie kocham... ale już spokojnie i masz się trzymać... ale powiedz mi jeszcze, gdzie dokładnie Piszczkowie mieszkają?
- O rany... ja nie mam pojęcia. Wiesz co? Wyślę Ci dziś SMS'em adres, a ty mi napisz jak znajdziesz lot, okej?
- Ok... jasne... dobra, trzymaj się kochana i pamiętaj że zawsze jestem z Tobą. - powiedziała z troską i uczuciem w głosie.
- Paa, jeszcze raz dziękuję. - mówiąc to rozłączyłam się.
O jeny, co to było? Dziwne że się na mnie nie wkurzyła i nie trzasnęła telefonem o ścianę. Ale nie, ona mnie wysłuchała i mi pomoże... jest naprawdę kochana... jest moją siostrą...
Leżałam na łóżku jeszcze długo, próbując sobie odtworzyć to co powiedziałam Tamarze. Czy dobrze zrobiłam? Tego nie wiem. Ale nie chcę, by musiała mieszkać w obcym mieście z mojego powodu, mojej głupoty i naiwności. Może porozmawiam z Ewą na ten temat później.
Postanowiłam wstać z łóżka i w końcu zejść do kuchni, zrobić śniadanie. Stanęłam przed szafą z lustrem. Zdjęłam piżamę tak że zostałam w samej bieliźnie. Bacznie przyglądałam się sobie w odbiciu i momentalnie wszystkie wspomnienia wróciły. Głodówki, depresja, wredna pani psycholog. Obróciłam się wokół własnej osi parę razy i doszłam do wniosku że jestem za chuda.
- Prawdopodobnie więcej tłuszczu już nie nagromadzę więc może zapisze się na siłownię, by lepiej wyglądać... hm nie wiem... zobaczę. - myślałam dalej się sobie przyglądając.
Otworzyłam drzwi szafy i postawiłam na ten zestaw:


Dziś w Dortmundzie, pogoda wyglądała nijak. Chmury. Chmury wszędzie. Ubrałam się w strój, który był tak zwykły że chyba bardziej się nie dało. W sumie co się będę stroić jeśli jedyne co na dziś planuję to: zero planów.
Poszłam jeszcze do łazienki spiąć włosy w schludnego kucyka, którego rad nie rad trzeba było jednak popsikać odrobiną lakieru, by moje blond włosy nie rozchodziły się w cztery strony świata.
Schodząc po schodach usłyszałam jak zwykle radosny głos Ewy.
- Dzień doobry... - przeciągnęłam przywitanie, gdyż niefortunnie ziewnęłam.
- A witam, witam, jak tam po wczorajszej imprezie? Z tego co pamiętam, ty za dużo chyba tam nie piłaś, nie? Więc chyba leku na kaca nie chcesz? - dopytywała Ewa, równocześnie podając mi miskę na stół i płatki.
- Hahah, nie ja nie potrzebuję. - zajęłam miejsce przy stole. - A jak się Łukasz trzyma?
- Nawet mi nie mów. - Ewa oparła się o lodówkę i skrzyżowała ręce na piersi. - W nocy chyba trzy razy leciał do łazienki wymiotować. A dziś ledwo wstał na trening. Próbował się wymigać ale ja byłam na tyle stanowcza że jedyne na co mógł z mojej strony liczyć to kop w dupę. - usiadła obok mnie.
- Stanowcza Ewa - zaśmiałam się.
- Inaczej się nie da... posłuchaj, byłabyś miła i skoczyła do sklepu po chleb, cukier i kawę? Bo ja muszę jechać z Sarą do lekarza, gdyż coś mi cały czas pokaszluje a nie może być chora. Ma za tydzień występ z baletu i jeśli to przeziębienie żeby się kurowała do tego czasu.
- Oczywiście że pójdę.
- Jezu, nawet nie wiesz jak ci jestem wdzięczna. - wyraźnie odetchnęła z ulgą i pobiegła do przedpokoju po torebkę. Wyjęła z niej swój granatowy portfel z złotym logo ' GUCCI ', wyciągnęła dwadzieścia euro i położyła na stół.
- Ty nie bądź mi wdzięczna... to ja powinnam robić ci za służącą, w zamian za wzięcie mnie pod swój dach. - przypomniałam jej.
- Oj już przestań, robię to, bo wydajesz się być wyjątkowa. - posłała mi anielski uśmiech - Byle jakiej osobie bym nie pozwoliła mieszkać z nami... tak miało widocznie być. Dobra ja lecę, bo potem mam fryzjerkę. Przyjadę za jakaś godzinę, przywieść Sarę do domu. Będę jakoś o czternastej w domu. Łukasz wcześniej powinien wrócić z treningu, więc zajmie się Sarą a ty będziesz miała wolne popołudnie.
- Ok... spokojnie i tak nie mam planów na później. Jedyne to przeżyć. - zaśmiałam się.
- No to nie ma problemu. Saraaa! Idziemy! - stanęła przed schodami i nawoływała córkę.
- Idę mamo! - rozległ się dziecięcy głos ze schodów.
- Hej Sarunia. - przywitałam się.
- Esia! - podbiegła do mnie i uścisnęła mnie mocno.
- Dobra, dobra... na czułości teraz nie ma czasu, bo się spóźnimy. - stwierdziła Ewa, wyciągająca rękę z kurtką w stronę córki.
- Dobrze mamo. Pa Esiu! - pomachała mi mała Piszczkowa na pożegnanie.
- Pa malutka.
- No to się trzymaj ... tylko proszę nie zapomnij iść do tego sklepu. - prosiła Ewa
- Nie zapomnę. - zapewniałam. - Na razie! - machnęłam jej na pożegnanie.
Ewa wyszła z domu. Odpaliła auto i pojechała.
Postanowiłam zjeść nastrojone przez Ewę płatki z mlekiem i posprzątać po śniadaniu, bo to chyba jedyna czynność jaką Ewa mi pozwala robić w zamian za mieszkanie tu. Jest taka kochana. Martwi się o mnie i nie chce bym za dużo się przemęczała. Gdybym ja miała taką mamę na pewno bym nie wyglądała tak jak wyglądam... Po zakończonych domowych czynnościach jeszcze tylko szybko poszłam do łazienki by ułożyć ładnie grzywkę. Nie chciałam rozpuszczać włosów. Anoreksja tak mi je wyniszczyła że z mojego punktu widzenia to tylko paręnaście kosmyków blond siana a w kucyku nabierały jakimś cudem odrobinkę większej objętości.
Stanęłam przed lustrem, chwyciłam grzebień i starannie przeczesywałam grzywkę jednocześnie pryskając ją trochę lakierem. Gdy mój szczep kosmyków na czole potocznie zwany grzywką, został uczesany a włosy poprawione, wzięłam pieniądze i wyszłam z domu.
Była godzina jedenasta, a ulice Dortmundu już tryskały życiem. Dzieci bawiły się na placu zabaw, dorośli podążali do pracy na późniejsze zmiany, a uczniowie wagarujący błąkali się po galeriach i ulicach. Wybrałam cichszą drogę przez park. Idąc wsłuchiwałam się w ćwierkanie ptaków, głos klaksonów dochodzący z główniej ulicy, szum drzew i rozmowy ludzi przechodzących koło mnie. W końcu doszłam do końca spokojniej alejki i moim oczom ukazały się pierwsze większe budynki i fabryki. Skręciłam w prawo, na chodnik który prowadził do sklepu spożywczego niedaleko centrum miasta. Na drzwiach widniał wielki napis 'Willkommen' więc mocno popchałam drzwi i weszłam do środka.
- Całkiem duży jest ten sklep. - mówiłam cicho pod nosem, jednocześnie zabierając mały koszyk. Szybko odnalazłam półkę z przyprawami i zgarnęłam z niej cukier, po czym poszłam do przedziału z kawami i herbatami. Stanęłam przed regałem i bacznie się przyglądając produktom. Nie mogłam dostrzec kawy jaką pije Ewa więc zrobiłam krok w tył, by mój zasięg wzroku się powiększył. Niestety niefortunnie o coś uderzyłam plecami. A raczej kogoś. Aż podskoczyłam.
- Przepraszam, nie chciałam. - mówiąc to, odwróciłam się, by zobaczyć o kogo uderzyłam. Moim oczom ukazał się Marco...
- Hej, nie przepraszaj. - uśmiechnął się serdecznie. - Nic ci się nie stało?
- O cześć Marco - odwzajemniłam uśmiech. - Nie mi nic. To ja przecież na ciebie wpadłam.
- To mi w takim razie też nic nie jest.
- Ciesze się. A ty nie na treningu? - zaciekawiłam się.
- Właśnie się skończył, więc mamy wolne. - powiedział dumnie.
- Co... tak dziś daliście dokopać Klopp'owi że was wcześniej wypuścił? - zaśmiałam się.
- Co, my..niegrzeczni? No coś ty - mówił ironicznie Reus i również zaczął się śmiać. - A właśnie trener prosił byś jutro tam wpadła w czasie treningu bo chce coś tam obgadać z Tobą przed piątkowym występem
- Aaa... faktycznie! Dzięki że mi przypomniałeś... tak to bym pewnie zapomniała jak zwykle. - klepnęłam go delikatnie w ramię.
- No widzisz, co ty byś beze mnie zrobiła, hm... - udawał że się zastanawia po czym zaczął się znów śmiać a ja razem z nim. On tak uroczo się śmieje. Wymiękam.

- A właściwie to jakie masz na dziś plany? - zapytał w końcu.
Chyba się zaczerwieniłam.
- Zero planów a ty? - odpowiedziałam
- Ja też. Tak sobie myślę...może się przejdziemy na jakiś spacer wieczorem? Pokaże ci Dortmund bo chyba miasta jeszcze nie znasz ? - zapytał skrępowany i znacząco się podrapał po karku wyczekując na moją reakcje.
Marco Reus chce się ze mną umówić! Zaraz padnę!
- Bardzo chętnie - posłałam mu delikatny uśmiech.
- To wpadnę po ciebie o 18 ok?
- Dobrze, będę czekać
- To do zobaczenia, Esterko - pożegnał się i zniknął za regałem
- Paa - uniosłam trochę głos ale nie wiem czy mnie usłyszał.
O jezuu umówił się ze mną. Ciesze się ale z drugiej strony wiem ze i tak z tego nic nie będzie bo ona taki sławny a ja taka zwykła. Nie chce sobie nadziei robić wiec pójdę na to spotkanie jak przyjaciel do przyjaciela. I tak będzie najlepiej.
Odszukałam szukanej kawy i chleb, zapłaciłam i ruszyłam z powrotem w stronę domu. Wracając nuciłam sobie
______________________________________
Bardzo długa nas nie było no ale cóż......
Następny będzie szybciej :))