niedziela, 27 października 2013

Rozdział 10.

- ... może by ktoś dodał życia tej impre... spotkaniu towarzyskiemu. - poprawił się i spojrzał niewinnie na Ewę. Ta tylko teatralnie przewróciła oczami, a wszyscy zaczęli cicho chichotać. - No mniejsza o to. Mam propozycję, by nasza Estera. - popatrzył na mnie. - Zaśpiewała nam parę piosenek? Co wy na to? - rozejrzał się po gościach. Długo nie musiał czekać na reakcje.
- Jak na lato. - krzyknął Mats.
- Oczywiście! - dodała Ania.
Popatrzyłam na Mario który poklepał mnie w ramie.
- Yyy... - nie wiedziałam co powiedzieć.
- No idź. - powiedział do mnie Reus i się lekko uśmiechnął - Dasz radę.
- No ok. - odpowiedziałam.
Wstając, puściłam Łukaszowi groźne, a zarazem śmieszne spojrzenie.
- Zastrzelę Cię. - powiedziałam po polsku by nikt nie wiedział co mówię... no oprócz Polaków.
- Też Cie lubię. - uśmiechnął się do mnie jak dziecko. - Co chcesz zaśpiewać?
- No nie wiem...
- A co masz? - otworzył mój laptop, który leżał na szufladzie w pokoju gościnnym.
- No wiele tego.
- Ej, bo my tu nic nie rozumiemy. - skierował do nas oburzony Mats.
Fakt, dalej mówiliśmy po polsku.
- Zaraz zobaczysz... - powiedziałam mu i znów zwróciłam wzrok na ekran Mac'a
- O weź to. - wskazał palcem na utwór.
- A jest odpowiednie?
- Tak.. dasz sobie radę. - zapewniał Łukasz.
- Dobra. - poddałam się. - Masz może mikrofon?
- Jasne... Sara uwielbia robić sobie karaoke. - uśmiechnął się szeroko i wyciągnął z szuflady sprzęt.
Jeszcze raz zerknęłam  na piosenkę i kliknęłam "odtwórz"

Śpiewałam i dobrze się bawiłam ... jaka piosenka, takie odczucia. Wszyscy nie odrywali ode mnie wzroku. Spoglądałam na każdego. Pierwszy raz poczułam że na prawdę robię coś niezwykłego. Po skończonym utworze musiałam chwilę odetchnąć. Ledwo mnie wypuścili z salonu, bo darli się o kolejny występ.
- Chwila... błagam. - oznajmiłam prosząco.
Wyszłam do łazienki chlapnąć twarz wodą i poprawić makijaż. Gdy wróciłam, rzuciłam się na jedną z wolnych sof a w pokoju. Większość była teraz przy stole lub w kuchni. Nagle poczułam, że ktoś siada obok mnie.
- Świetne to było. - usłyszałam czyiś głos. Wydawał się znajomy. Obstawiam Marco, Błaszcza lub Matsa.
- Cieszę się. - powiedziałam niewyraźnie, bo dalej leżałam plackiem z głową wtopioną w poduszkę. Jakoś nie chciało mi się jej podnosić.
- Piwka? - spytał "ktoś".
- Może potem. - mruknęłam w dalszym ciągu leżąc.
- Spoko... a co tam właściwie u Ciebie?
- Jakoś leci... trochę zmęczona jestem ... wiesz jednak takie śpiewanie męczy trochę. - zakończyłam.
- Dasz radę śpiewać?
- Chyba dam. Jeszcze aż tak źle nie jest. - uśmiechnęłam się w poduszkę tak że nikt nie widział.
- To Cię zaniosę na podest. -zachichotał.
- Haha dobry kawał, przecież nie będziesz niósł takiego pączka jak ja. - podniosłam głowę. To Marco zalewał mnie pytaniami i zagadywał.
- Ty pączek?! Chyba jego nie widziałaś. - wskazał na Mario, który siedział niedaleko i słuchał naszej rozmowy.
- Ej no... nie rań. - oburzył się.
- Przepraszam kluskowcu mój. - ręce ułożył w kształt serca i przyłożył do swojej klatki piersiowej tak, by przyjaciel widział.
- To cie nie usprawiedliwia i nie upoważnia do nazywania mnie pączkiem. - pokazał mu język. Zaczęłam się śmiać.
- Depce z was głupie... ale za to was lubię - dłoń złożyłam w pięść i delikatnie uderzyłam nią w umięśniony biceps Marco.
- Też Cię lubię... lubimy. - zmienił słowo i troszkę się zarumienił.
Ja tylko się uśmiechnęłam przyjaźnie. Zostałam znów wywołana na podest, by śpiewać.
- Może być coś polskiego? - zapytałam Łukasza, gdy stałam już koło niego.
- Jasne... ale co proponujesz?
- Umiesz "Jutra nie będzie"? - zapytała Ania, która właśnie szła w moją stronę.
- No, uwielbiam tą piosenkę. Ok tylko ani Marco, ani Mario, Mats, Cathy czy ktoś tam jeszcze z Niemiec czy skądś...nie zrozumieją. - stwierdziłam.
- Ale my zrozumiemy. -zrobiła chamski uśmiech.
- My wredni i okrutni. - zachichotałam szyderczo.
- Ej słuchajcie! - podniosłam rękę i machałam nią, by zwrócić na siebie uwagę. W momencie wszyscy zamilkli. - No więc zaśpiewam wam coś po polsku... ale wiem niestety ze część was nie zrozumie tekstu. - popatrzyłam bezradnie na Reus'a i Götze'go,  siedzących na kanapie - Więc później przetłumaczę. - zakończyłam.
- No wiesz?! - stwierdził "urażony" Mats.
- Oj nie obrażaj się. - posłałam mu błagalny uśmiech.
- Nie obrażę się, jak ładnie zaśpiewasz.
- Postaram się.
- Łukasz kliknij start przy Lisowskiej. - zwróciłam się do Łukasza.
- Ok. - odparł. W ty momencie usłyszałam piosenkę.

Podczas śpiewania bacznie przyglądałam się Niemcom. Mieli lekko otępiałe, a zarazem zachwycone miny. Marco posłał mi bezradne spojrzenie,  na co odpowiedziałam uśmiechem. Polacy śpiewali refren ze mną... no pod warunkiem że znali. Oczywiście najgłośniej się darł Robert, którego co jakiś czas uciszała Ania, która śpiewała dość ładnie.
Po utworze znów salon brzmiał w oklaskach.
- Dziękuję. - oznajmiłam po fali braw. - Ale moim pomocnikom również należą się oklaski, a szczególnie dla Roberta, którego nie w sposób było nie słyszeć. - mówiąc to zerknęłam w jego stronę i zaczęłam się śmiać tak jak wszyscy. - A teraz wybaczcie, ale idę się czegoś napić.
- Już koniec? - zapytał zirytowany Kuba.
- Nie... to znaczy .. tak ... ale jak na razie. - powiedziałam i poszłam do kuchni.
Nad blatem kuchennym stał Marco i nalewał piwo. Chyba nie usłyszał jak wchodzę do pokoju... postanowiłam to wykorzystać...
- Uwaaaaaaaaażaj, bo rozlejesz. - położyłam gwałtownie ręce na jego barki.
- Matko... - podskoczył z przerażenia i wylał na siebie i blat trochę piwa. - No dzięki. - uśmiechnął się sztucznie. - Teraz wyglądam jakbym nie umiał pić.
- Haha, bo nie umiesz. - zadrwiłam z niego.
- Zaraz będziesz miała piwko ma głowie, jak nie przestaniesz. - "zagroził mi".
- Taa... a ja się tak bardzo boje Pana Reus'a. - powiedziałam sarkastycznie.
- Jak Cię dorwę...
Zaczęłam uciekać do swojego pokoju. Marco naturalnie mnie gonił. Wbiegłam do pokoju i zamknęłam drzwi i się o nie oparłam.
- Wpuść mnie. - zastukał w drzwi.
- Nie. - odpowiedziałam zdyszana.
- No wpuść, nie mam już piwa... wypiłem. - zapewniał.
- Na pewno?
- Otwórz to zobaczysz...- przekonywał mnie.
- Wolę nie. - stwierdziłam niepewnie, ale uchyliłam drzwi. Marco tylko na to czekał. Wparował do pokoju i oblał mnie wodą.
- Ty głupku... zamorduje, udusze...ugh! - zasyczałam wściekła.
- Ta ta ta... no pewnie... tylko to nie ty masz plamę w niefortunnym miejscu - wskazał na swoje spodnie.
Wybuchłam śmiechem.
- Nie śmiej się dziecko!
- Jak mnie nazwałeś?!
- Dziecko! - uśmiechnął się chamsko, a ja rzuciłam się na niego. Wylądowaliśmy na łóżku. Ja na nim. Czułam się dziwnie, ale nie chciałam by to odczuł.
- Jak jeszcze raz mnie tak nazwiesz... pożałujesz, jasne. - zastraszyłam go.
- Tylko nie bij, tylko nie bij. - udawał przestraszonego.
- Głupek. - wystawiłam mu język i wstałam z niego. Podeszłam do szafy. Marco dalej leżał.
- Czyli nie chcesz jakiś innych gaci tak? - odwróciłam się w jego stronę i dałam ręce na biodra.
- Ech... no daj. - powiedział zrezygnowany, podnosząc się i patrząc na plamę w "głupim miejscu".
Otworzyłam jedną z szuflad i wyjęłam z niej szare spodnie dresowe ze sznurkiem ponieważ spadały mi z tyłka, gdyż były rozmiaru M, a jak już wszyscy wiedzą, mam ledwo S.


- Masz. - rzuciłam mu spodnie. - Wiem, że nie są jakieś super extra męskie i będziesz w nich wyglądał jak... mniejsza o to, ale są ok. - uśmiechnęłam się na koniec głupkowato.
- Ranisz mnie. - udał że się obraża i ubrał spodnie. W sumie nie wyglądał aż tak źle. Jest dość szczupły jak na piłkarza, ale mięśnie swoje ma.
- Nieźle. - popatrzyłam na niego z góry do dołu gdy stanął na równe nogi.
- Ja we wszystkim wyglądam "nieźle". - odparł z dumą.
- Ach i ta skromność pana Reus'a. - przewróciłam oczami. - Dobra ty jesteś załatwiony, ale ja w dalszym ciągu mam mokrą bluzkę i trochę grzywkę - rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie.
- Oj no przepraszam no... - tłumaczył się.
- Dobra już cicho,cicho, po fakcie... teraz muszę coś innego ubrać.
Stanęłam przed szafą i wertowałam po kolei wieszaki.
- Hm... to nie... to też nie... w tym się ugotuje... to za bardzo oficjalne... - myślałam na głos.
- Ciuchów to ci nie brak. - skomentował.
- Po zakupach z Ewą, doszła mi druga połowa szafy. - w dalszym ciągu stałam przed szafą. - Oo ! To będzie chyba ok. Wzięłam ciuchy i skierowałam się do wyjścia z pokoju.
- Ej czemu wychodzisz?- zapytał zdziwiony.
- Bo nie będę się przebierać przy tobie. - odpowiedziałam całkiem normalnie.
- Ale już cie widziałem przecież w bieliźnie...
- No właśnie, już widziałeś dziś. - ostatnie słowo powiedziałam głośniej. - Więc wystarczy. - zakończyłam i wyszłam do łazienki.
Po minie Marco można było wywnioskować że nie podobała mu się moja decyzja.
Przebrałam się w...

Były w miarę odpowiednie. Z powrotem weszłam do mojego pokoju. Oczywiście Marco znów leżał plackiem na moim łóżku.
- Złaź... - stanęłam nad nim.
- Muszę?
- Jeju... przecież na dole są goście! Rusz dupsko.  - szturchałam go w ramie.
- No już - jęknął.
- No wstawaj! - zniecierpliwiona krzyknęłam.
- No nie krzycz już, nie krzycz - powiedział zrezygnowany i wstał.
Pokazałam na drzwi.
- A ty nie idziesz? - spytał z nadzieją w głosie.
- No idę, idę. - poczochrałam mu włosy i wyszłam. Marco podążył za mną.
Na dole już większość gości była "lekko" wstawiona. Nawet Cathy i Ani było wesoło.
- O jeny. - powiedziałam sobie w duchu, gdy zobaczyłam Matsa, leżącego na podłodze, przytulającego butelkę po piwie.
- Chodź tu do mnie. - przywołał mnie ręką.
- Później. - zapewniłam go.
- Jak chcesz. - odwrócił głowę i momentalnie zasnął. Boże jak można się tak upić?! Ja nienawidzę pić. Nie żebym nigdy nie piła, bo przyznaję, zdarzało się po studniówce i na mojej osiemnastce i kumpeli Niny. Przecież jakby mój ojciec wyczuł ode mnie alkohol, to by mnie chyba z domu wywalił. A tu... tu to co innego. Tu wszyscy, zawsze i na każdą okazje popijają procentami.
- Estera, chodź. - przywołał mnie gestem Łukasz, który też pewnie nie wiedział już jak się nazywa. A za nim cała reszta. Ania, Robert i Kuba.
Agata i Ewa postanowiły zakończyć na jednej szklaneczce piwa.
- Chodź tu nasza wczasowiczko. - zawołał Robert. - Pośpiewamy.
- Z wami zawsze, zwłaszcza po pijaku - dodałam.
- No to zaczynam...  "Jaki piękny świat, jaki piękny świat... gdy ma się wypłatę z VAT!" - zaczął Robert.
- A to nie jest "gdy się ma dwadzieścia lat"? - zapytała Ania, która była najtrzeźwiejsza z nich.
- Aaaaa cichoo... - poklepał ją Robert i "odbił sobie".
-Jezu, co ja z wami mam? - złapałam się teatralnie za głowę.
- Też cie kochamy. - stwierdził Kuba.
Tak jeszcze "sensownie " gadaliśmy z pięć minut, bo potem dosiadł się Marco i z nim zaczęłam konwersować. Opowiedział mi o sobie, potem o meczach. Ale długo nasza rozmowa nie trwała, bo Ewa zażądała koniec imprezy i porozwoziła z Agatą wszystkich do domu.
W czasie gdy Ewa jeździła po Dortmundzie z pijakami, ja ogarnęłam salon. Poodkładałam do zmywarki naczynia, wyrzuciłam butelki. Po skończonych zadaniach i wyczerpującym dniu przebrałam się w piżamę

i zasnęłam na nie pościelonym łóżku.
__________________________________________
O mój boże..... baaardzo długo czekaliście ale mam nadzieje że się nie uraziliście? :)
Obie mamy dużo nauki i nie mamy czasu pisać a tym bardziej wymyślać czegoś dobrego.
 No ale nie ważne :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz