Obudził mnie dźwięk mojego alarmu w telefonie. Nie podnosząc głowy, zaczęłam ręką szukać telefonu na półce nocnej, by wyłączyć to ustrojstwo.
Starania się nie udały. Tak macałam ręką po półce, że nieszczęśliwie mój
iPhone spadł. Gdy usłyszałam huk spadającego telefonu. Aż poskoczyłam
na miejscu. Przetarłam oczy i rozglądałam się dookoła łóżka.
- Uf... - odetchnęłam gdy zobaczyłam mój telefon cały i zdrowy, leżący na małym dywaniku przed łóżkiem - Dobra, trzeba się ogarnąć -
podniosłam telefon, spojrzałam na godzinę 7.00 i wstałam z łóżka. A
no tak... dziś mam "przesłuchanie ". Kurde, boje się, ale nie mogę dać
plamy. Obiecałam Ewie.
Przebrałam się na razie w jakieś ciuchy po domu:
(dobra torbę sobie odpuszczę bo idę przed dom )
Zeszłam po ciuchu na dół. Jeszcze nikogo nie było. Powoli otworzyłam drzwi frontowe, by nikogo nie obudzić i wyszłam przed dom. Paręnaście metrów dalej znalazłam jakąś małą ławeczce. Usiadłam na niej i
zaczęłam się rozglądać czy nikogo nie ma w pobliżu. Ewa i Łukasz
mieszkają jakby przy końcu tej uliczki. Dalszym kierunku są w oddali jakieś dwa domy, a potem już park i droga do centrum miasta. Po ciuchu
rozpoczęłam śpiewanie każdej piosenki.
- Dobra, już nie będę się kompromitować i robić obciachu przed
sąsiadami Piszczków - zaśmiałam się po mojej "próbie" i skierowałam się
do domu. Przede mną jechał jakiś pan rowerem. Trochę straszy, ale chyba
słyszał jak śpiewałam i gdy przejeżdżał koło mnie, puścił na chwilkę kierownice i zaklaskał parę razy. Zaczęłam się śmiać po ciuchu pod
nosem. Ale w głębi cieszyłam się, bo równie dobrze mógł zsiąść z roweru i
mnie ochrzanić za takie wycie.
Gdy znalazłam się w domu była już 7:45.
- Zaraz pewnie Łukasz wstanie i pójdzie zrobić mi pobudkę -
pomyślałam, idąc do mojego pokoju przechodziłam koło sypialni Ewy i
Łukasza.
Usiadłam na krześle które stało przed oknem i gapiłam się w nie. W
parku coraz więcej ludzi zaczęło się schodzić. Niektórzy z psami na
spacer, inni ubrani w sportowe stroje, a jeszcze inni chyba podążali
przez park do pracy bo byli poubierani w oficjalne ubrania. Zaczekam
zastanawiać się jakie cholerne szczęście spotkało mnie że tu jestem.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- Esteraa, wstaa- zaczął krzyczeć Łukasz - Oo! Nie śpisz? - powiedział znacznie ciszej, gdy zobaczył mnie opierającą się o parapet.
- No nie śpię, nie śpię... wiesz, jakoś trudno spać spokojnie z
myślą, że w następny dzień będziesz musiał zaśpiewać przed swoją ukochaną
drużyną piłkarską i na dodatek nie dać plamy. -uśmiechnęłam się do
niego sarkastycznie.
- Oj tam, oj tam... wiesz mi, że w twoim wykonaniu nawet "Barbie
Girl " brzmiałoby fenomenalnie - zaczął się śmiać - chodź na śniadanie,
bo za trzydzieści minut trzeba wyjechać, a nie chcemy byś tam nam księżniczko
zemdlała z przemęczenia i stresu - mówiąc to, zamknął drzwi.
- Ja go chyba kiedyś zabije za te żarty - pomyślałam, oczywiście
śmiejąc się w duchu - Ech, co ja obiorę? W sumie sama nie wiem, jak tam się trzeba byłoby pokazać. Może Ewa mi powie. Oby tylko nie spała.- zaczęłam mieć burzę myśli. Skierowałam się w stronę schodów i tym
razem się nie pomyliłam. Schodząc na dół, słyszałam sympatyczny głos Ewci, dobiegający z kuchni.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitałam się wchodząc do kuchni.
- A dobry, dobry nasza śpiewaczko - zachichotała Ewa - Już, zaraz
podaje tosty. Nalej sobie teraz soku -mówiąc to podała mi szklankę i
postawiła przede mną wielki karton soku pomarańczowego.
- Może Ci pomóc ? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę talerzy.
- Nie, nie... wszystko już gotowe - oznajmiła z uśmiechem gospodyni i odprawiła mnie na miejsce.
- To jak gotowa na swój "show" ? - spytał Łukasz i uśmiechnął się bardzooo szeroko.
- A co jak Ci powiem że nie ? - spytałam, chociaż to było bardziej
stwierdzenie z nutą nadziei z pytaniem i głupio się wyszczerzyłam
- To będziesz improwizować - odpowiedział bez cienia zlitowania. - Jak
ojciec do córki przy porodzie gdy ta mu mówi że nie wyczytała jak się
rodzi.
- Hmm... tej odpowiedzi bałam się najbardziej - powiedziałam pod
nosem - ale spokojnie, mam wszystko przygotowane - to powiedziałam już
głośno, starałam się mówić pewnie i ukryć mój strach ale trudno
cokolwiek ukryć przed Ewą.
- Nie denerwuj się, po prostu uwierz w siebie- poklepała mnie delikatnie po plecach i postawiłam talerz z tostami na stole.
- Spróbuje - z zrezygnowaniem zabrałam dwa tosty i pojęłam się konsumowania nich. Po skończonym posiłku Łukasz oznajmił mi ze za 10
minut muszę być gotowa i czekać na niego przed wejściem do domu.
- Ewaa mam do ciebie spraweee...- zaczęłam gdy już zostałyśmy same w kuchni
- No mów, skarbie pytaj o co chcesz i mów co cie trapi?- rzuciła ścierkę do zlewu i podeszła do mnie
- Bo ja nie wiem zbytnio jak się mam ubrać ... bo niby to nie jest jakieś nie wiadomo jakie spotkanie biznesowe a w dresach tez raczej tam
nie pójde no nie?
- Masz racje odpowiedni strój to podstawa ... no choć choć - mówiąc leciutko popchała mnie stronę schodów.
Ewa otworzyła szeroko drzwi mojej szafy. Wyraźnie ją zatkało.
- Matko boska... przecież ty masz mnóstwo pięknych ubrań jak ty tu możesz nie wiedzieć co wybrać - mówiła z zachwytem
- Oj nie przesadzajmy... a tak ap ropo to ja nie, nie mam w co się ubrać tylko nie wiem na co postawić...
Mina Ewy wyraźnie oznaczała że zbytnio nie wie o czym ja mówię. W
sumie nic dziwnego, od zawsze miałam problemy z wyrażaniem się.
- W sensie że ... - ciągnęłam. No FUCK w takiej chwili nie mogę się
wysłowić! dlaczego? - no... ooo! bo ja nie wiem czy mam się ubrać tak
bardziej służbowo, czy wakacyjnie a może jakoś odświętnie - no nareszcie się wyraziłam.
- Aa... teraz rozumiem... hmm - Ewa zaczęła się przyglądać moich
ciuchom. Przewijała wieszaki na których miałam już dobrane poszczególne
ubrania by tworzyły pasujący zestaw.
- Wydaje mi się ze ten powinien być dobry- podała mi rzeczy.
Pobiegłam do łazienki szybko się przebrać i pomalować.
- i jak ? -spytałam Ewe gdy stanęłam w drzwiach już przebrana.
- IDEALNIE ! - klasnęła w ręce. A teraz szybko wpakuj do torby n i biegnij przed dom.
- Dziękuje Ewa - przytuliłam ją mocno. - trzymaj kciuki.
- Wiem, ze mnie nie zawiedziesz. Daj z siebie wszystko - również wzięła mnie w swój uścisk. - No leć kochana - pomachała mi ręką na
pożegnanie. Czym prędzej zbiegłam na dół i wyszłam z domu. Łukasz
właśnie wsiadał do auta.
- No jesteś, myślałem że się spóźnisz .
- No coś ty, jak mogłeś pomyśleć że się spóźnię - schrzaniłam go
śmiechem - ej myślisz ze dobrze wyglądam - spojrzałam na swój strój a
potem na Łukasza.
- Jest świetnie - zmierzył mnie od góry do dołu - a teraz choć bo
dostane burę od Kloppa- zaśmiał się i machnął ręką w kierunku tylnych
drzwi auta.
Po chwili już byliśmy na parkingu. Teraz dopiero poszyłam jak strach mnie zżera od środka.
- Łukasz, ja ja nie dam rady - czułam narastającą panikę.
- Ej spokojnie. Klopp to naprawdę fajny dziadek, na pewno spodoba mu się twój głos - objął mnie ramieniem i zrobił gest ręką w stronę wejścia.
- No okok ... już się uspokajam - zaczęłam robić głębokie wdechy i wydechy.
Ruszyłam za Łukaszem. Zza drzwiami ukazał się korytarz prowadzący prosto na boisko.
- Jejuuuu .... jaki ogromny - zachwycałam się.
W dalszym ciągu szłam za piłkarzem. Nagle ktoś zawołał Łukasza po nazwisku. Odwróciliśmy się obydwoje.
- Siema Piszczu - zobaczyłam... Roberta Lewandowskiego.. ? !
- Lewy, stary co tam u ciebie ? - podał mu rękę na przywitanie a drugą klepnął w plecy.
- Aaa jest dobrze. A kogo tym razem sprowadziłeś ? - Robert wskazał palcem w moją stronę. Coś nakazało mi się odezwać
- Cześć... Estera jestem - powiedziałam po polsku i podałam mu moją chudą dłoń.
- Witam panienkę... widzę że panienka z Polski, no to super - uśmiechnął się szeroko. - Lewandowski. - również się przedstawił.
- Wieeem ... - starałam się mówić na luzie - trudno nie poznać
jednego z najlepszych zawodników BVB - dodałam również uśmiechając się
szeroko.
- Już Cię lubię - klepnął mnie w plecy Robert.
- Chłopcy do szatni - usłyszeliśmy potężny krzyk z drugiego końca boiska. To
Jürgen wołał piłkarzy do szatni,
- No idź do niego. - popchnął mnie Łukasz, wszystko będzie dobrze tylko się nie stresuj.
- A co się dzieje ? - zapytał Robert.
- To nasza przyszła gwiazda, będzie dla nas śpiewać, zawsze i
wszędzie - Łukasz powiedział to z taką pewnością i dumą że nie chciałam
mu psuć tej satysfakcji.
- Oczywiście - powiedziałam sarkastycznie.
- No to biegnij do naszego... Tre... jakże wspaniałego naszego
super trenera - zmienił głos na milutki i wesoły gdy spostrzegł że Klopp
podąża w naszym kierunku.
- Nie podlizuj się Lewandowski bo zaraz machniesz 10 kółeczek .
- Sorry Panie Trenerze już idziemy do szatni - zameldował Łukasz - a właśnie
to jest Estera - przedstawił mnie grzecznie.
- Dzień Dobry - kiwnęłam głową w dół i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Witam, Jürgen Klopp - to ty jesteś ta utalentowana dziewczyna tak ?
Chyba się przesłyszałam.
- Niee, bez prze..
- Tak to prawda, ona śpiewa rewelacyjnie, musi pan ją posłuchać a
potem niech zaśpiewa dla nas - przerwał mi rozradowany głos Łukasza
- to my lecimy się przebrać- mówiąc to obydwoje nas zostawili.
Myślałam że mu głowę ukręcę. Znów się zaczęłam denerwować.
- No to chodźmy już do mojego biura, masz przygotowany podkład muzyczny ?
- Tak, tak wszystko jest.
Ruszyłam za Klopp'em.
_________________________________________________________________
No nareszcie. Ten rozdział zbytnio nie ma sensu ale jakoś musiałam Esterę wprowadzić w świat śpiewu. Dopiero zacznie się więcej dziać w
następnym rozdziale... wiec czytajcie ... a ja zabieram się za kolejny
rozdział (wiecie mam wene xd ) /komentujcie czy podoba się czy nie :P
Mam nadzieje, że Estera sobie poradzi. Przydało by jej się trochę więcej pewności siebie. Może dzięki tym występom ją zdobędzie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
Czekam na następny :)
zapraszam: http://nowezycieczylepsze.blogspot.com/
dziękuję bardzo za motywujące komentarze :*
Usuń