sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 4.

Słyszałam szumy, rozmowy ludzi. Ale szczególnie głośno rozmawiał jakiś pan przede mną.
 - Tak skarbie, zaraz pojedziemy do Dortmundu, czekaj na stacji.
Poderwałam się z miejsca.
Jaki Dortmund?! O co chodzi?!
- Nie, nie do Dortmundu! Ja się miałam zatrzymać w Paderborn!- zaczęłam krzyczeć na cały pociąg. Byłam tak zestresowana i spaniczała że nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy się na mnie patrzyli.- Proszę zawróćcie! - krzyczałam. Jakaś pani zaczęła mnie głaskać po ramieniu i uspokajać. Ale ja nie dałam rady się uspokoić. Nagle otworzyłam oczy i podskoczyłam na siedzeniu jak opatrzona. Miałam przyspieszony oddech. Zaczęłam się rozglądać po pociągu.
 - Spokojnie. Jesteś w pociągu. Zaraz dotrzesz do Paderborn. To tylko sen. - mówiłam do siebie i starałam się uspokoić. Przesiadłam się miejsce obok, pod okno. Odwróciłam się w stronę szyby i oparłam o nią głowę. Patrzyłam na mijające drzewa, pola, pojedyncze domy. Usłyszałam kobiecy głos za sobą. To chyba personel pociągu. Kobieta stała w przejściu pomiędzy prawymi siedzeniami a lewymi i wygłaszała informacje.
- Drodzy pasażerowie, chciałam tylko poinformować że za 10 minut dojedziemy do stacji. - gdy skończyła mówić, uśmiechnęła się serdecznie, odwróciła się na i poszła w kierunku kabiny konduktora. Ja ponownie przykleiłam głowę do szyby. Zobaczyłam tabliczkę z napisami ; "Willkommen in Dortmund" i przeżyłam szok.
 - O nie. Czyli to nie był sen. Naprawdę przespałam stacje w Paderborn - zaczęłam coraz bardziej panicznie powtarzać w myślach. Znów zaczęłam ciężko i szybko oddychać. Poczułam jak robi mi się gorąco. Szybko wstałam z miejsca, wbiegłam na przejście między siedzeniami i pobiegłam w stronę, w którą chwile temu personelka po wygłoszeniu swojej przemowy się skierowała. Chciałam to jak najszybciej wyjaśnić. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, w sumie to się nie dziwie, wystrzeliłam jak z procy, byłam cala blada i coś majaczyłam. Gdy wpadłam do pomieszczenia konduktora zastałam całą załogę pociągu.
 - Przepraszam Panią, ale tu nie wolno wchodzić - odezwała się ta sama kobieta która wygłaszała informacje.
- A co mnie to obchodzi?! - krzyknęłam.
- Bo będziemy musieli siłą Panią wyprowadzić - tym razem odezwał się inny mężczyzna.
- Przepraszam... ja... po prostu... - cały czas się zacinałam. Czułam jak panika wzrasta. Z tego stresu, kolana mi się ugięły, upadłam na podłogę i wybuchłam płaczem.
- Proszę Pani, wszystko w porządku? - wstała i podbiegła do mnie jakaś inna kobieta. - Proszę się uspokoić, i powiedzieć o co chodzi. - mówiła spokojnie, ale słychać było nutę przerażenia.
 - Bo ja...- pociągnęłam nosem- Ja miałam wysiąść stacje wcześniej! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Zaczęłam wycierać łzy, dalej siedząc na podłodze.
- Ale to nie możliwe, ponieważ to jest pociąg bezpośrednio jadący z Warszawy do Dortmundu, bez żadnych przesiadek i wysiadek w innych miejscowościach. - odpowiedziała lekko zdziwiona, moją wypowiedzią.
- Co?! Ale jak to? - wstałam z podłogi i patrzyłam na kobietę z niedowierzaniem.
 - Pociąg jadący również do Dortmundu ale z przesiadkami wyjechał dziś o 6.45. - odezwał się jakiś inny mężczyzna siedzący obok konduktora.
- Nie, nie, nie! To nie możliwe, przecież tata dawał mi.... że w... - przez te emocje znów się rozpłakałam - dostałam bilet do Paderbornu, Na sto procent... przecież to nie możliwe by tata mnie ... - urwał mi się głos. Byłam załamana i zalana łzami.
 - Przykro mi ale to już musi Pani wyjaśnić ze swoim tatą, w tej sprawie nie możemy pomóc.- powiedziała smutno kobieta, która próbowała mnie uspokoić. - Coś jeszcze możemy dla Pani zrobić? Dać leki uspokajające? - zapytała już spokojniej ale ciągle z delikatnie przestraszoną miną.
- N... nie. Dziękuje - powiedziałam już spokojniej ale emocje mnie nie opuszczały, Dalej byłam roztrzęsiona po tym co usłyszałam.
 - Proszę wrócić na swoje miejsce, za chwile powinniśmy być na miejscu. - powiedział mężczyzna zajmujący miejsce obok konduktora. - Tam będzie mogła Pani zadzwonić do taty i wyjaśnić - dodał z współczuciem.
- Dobrze, dziękuje- powiedziałam - I przepraszam za zachowanie - mówiąc to spuściłam głowę w dół.
 - Proszę się nie przejmować, naszym obowiązkiem jest wyjaśnić tego typu sytuacje - mówiąc to uśmiechnęła się lekko, kobieta w dalszym ciągu stała przede mną.
 Jeszcze raz popatrzyłam smutno na załogę i wyszłam. Idąc unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, ale wiedziałam ze wszyscy na mnie patrzą. Usiadłam na swoje miejsce pod oknem, zaczęłam przyglądać się budynkom, które co 100 metrów robiły się większe. Ostatki łez wciąż spływały po mojej twarzy.
 W końcu wjechaliśmy w miasto, pełne fabryk i zakładów. Wciąż nie dochodziło do mnie to co usłyszałam przed chwilą. W tym momencie pociąg zaczął zwalniać a ludzie zaczęli się przygotowywać do wyjścia. Gdy tylko pociąg stanął, ludzie zaczęli opuszczać swoje siedzenia i kierować się do wyjścia. Mi się nie śpieszyło. Dalej siedziałam ma miejscu i patrzyłam w szybę. Nagle podeszła do mnie kobieta z personelu.
- Już wszystko w porządku? - spytała troskliwie
- Tak, ja... już wychodzę- mówiąc to zabrałam swoją torbę i wyszłam. Poszłam po walizkę. Nie mogłam jej wyciągnąć. Pomógł mi jakiś mężczyzna.
- Proszę bardzo - powiedział i podał mi walizkę.
- Dziękuje - powiedziałam nie podnosząc wzroku i odeszłam. Wyszłam z peronu i znalazłam się na chodniku w środku miasta. Ruszyłam przed siebie, nie obchodziło mnie gdzie jestem i gdzie idę i tak nic by mi to nie dało. Szłam tak z dwadzieścia minut, gdy dotarłam do jakiegoś parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam się nad tym wszystkim jeszcze raz zastanowiać.
 - Pewnie ojciec specjalnie mnie wywalił z domu. Byłam dla niego tylko utrapieniem - mówiłam do siebie cicho - Ale żeby ciotka tez w to była wmieszana... wydawało mi się ze mnie lubi. I co ja mam teraz zrobić? - pomyślałam załamana. Dobrze że znam niemiecki, ale to nie zmienia faktu że jestem w środku wielkiego miasta. Nie znam tu nikogo. Jestem skazana na siebie. - Nie wytrzymałam, schowałam twarz w dłoniach, poczułam jak łzy napływają mi do oczu i ciekną po policzku.

******

 Siedziałam na ławce i płakałam z pół godziny. Nagle usłyszałam kobiecy głos tuż koło mnie.
- Co się stało? - spytała głosem pełnym troski.
- Nic - odpowiedziałam krótko.
- Skarbie nie płacz. Popatrz na mnie - powiedziała. Uniosłam delikatnie spuszczoną głowę. Przetarłam załzawione oczy, spojrzałam na kobietę. To chyba jakiś żart ?! Przede mną kucała Ewa Piszczek. Ta Ewa Piszczek która zawsze widziałam tylko na fotografiach.
- Pa...pani to Ewa Piszczek, tak? - wypaliłam.
- Taak - widzę ze nie da się ukryć - uśmiechnęła się tak przyjaźnie jak chyba tylko mogła.
- Przepraszam, ale ja ...
- Nie przepraszaj kochana, dużo osób tak reaguje - uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem fanką Pani męża, i Roberta i... - zaczęłam wymieniać.
- Ja tez jestem fanka mojego męża - zaczęła się śmiać - A tak a właściwie to co się stało ze tu tak sama siedzisz i to zapłakana? - spytała i od razu ton jej się zmienił na troskliwy.
- Nie będę Pani zawracała tym głowy - powiedziałam smutno.
- Mów złotko, pomogę ci jak tylko umiem- odpowiedziała.
- No dobrze - powiedziałam. - W końcu nic nie mam do stracenia. - pomyślałam.
________________________________________________

No to macie 4 rozdział, myślę ze jest OK ale szczerze to lepiej to sobie zaplanowałam, no ale nic ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz