Dalej nie mogę w to uwierzyć. Ojciec wystawił mnie na pastwę losu,
zrobiłam sobie siarę w pociągu a teraz Ewa Piszczek chce mi pomóc. Czy
to kolejny sen? Nie, chyba i tym razem nie.
Wysłuchała mnie. Powiedziałam jej wszystko, jaki ojciec dla
mnie był i co mi się wydarzyło dziś. Mówiłam do niej jak do matki,
której tak naprawdę nigdy nie miałam.
- Skarbie nie przejmuj się. - pocieszała mnie, po tym jak jej opowiedziałam.- Pomogę Ci.
- Ale jak by mi chciała Pani pomóc? - zapytałam bez cienia nadziei. - Ja nie chcę się komuś narzucać, wiem przecież że ma Pani córeczkę i
to ona potrzebuje Pani bardziej.
- Po pierwsze nie mów do mnie Pani, bo czuje się strasznie staro. Mów mi Ewa, w końcu tak mam na
imię. - uśmiechnęła się do mnie. - A po drugie, gdybym nie chciała Ci pomóc z
własnej woli, raczej nie przystanęła bym około Ciebie. Po prostu przeszłabym obojętnie.
- Ale ja nie chce Pani...- zastopowałam - Nie chcę Ci zawracać głowy. - powiedziałam po sekundzie namysłu.
- Jak już mówiłam jak bym nie chciała ci pomóc, to nawet bym do
Ciebie nie podchodziła - powiedziała definitywnie. - A teraz mam dla
Ciebie... - zająkała się.- Jak ty masz właściwie na imię, bo powiedziałaś
mi chyba wszystko oprócz swojego imienia.
- Estera. - odpowiedziałam. Faktycznie, gdzie moja kultura. W pierwszej kolejności powinnam się przedstawić.
- Masz niesamowite imię. - powiedziała do mnie.
- Taa... - powiedziałam sarkastycznie - Nie lubię go - dodałam.
- Nieprawda, właśnie takie niespotykane, nie w sposób będzie Cię
zapomnieć. - stwierdziła to tak jakby to imię naprawdę, przypadło jej do
gustu.- A co do twojej sytuacji, mam propozycje... ale taką nie do
odrzucenia - uśmiechnęła się delikatnie ale ton miała dalej poważny.
Hmm co ona mi chce zaproponować, ta to na pewno będzie wynajęcie 5 gwiazdkowego hotelu - zaśmiałam się w duchu.
- Wiec moja propozycja jest taka - zaczęła - Dzisiaj przenocujesz u
nas w domu... E, słuchaj mnie do końca. - przerwała i powiedziała gdy
zobaczyła że już otwieram usta, aby zaprzeczyć. - A jutro ja i Łukasz
znajdziemy Ci miejsce do spania, jakiś hotel czy coś.- skończyła z
uśmiechem na twarzy.
- Nie, nie ma mowy- zaprotestowałam - To niedorzeczne bym wam wchodziła na głowę. - powiedziałam poważnie.
- Słuchaj Estera, gdybym stwierdziła że nam "wchodzisz na głowy", to nie zaproponowałabym Ci tego. - powiedziała stanowczo i nieco poważniej
ale dalej jej usta składały się w delikatny uśmiech.
- Dziękuje, to naprawdę bardzo miłe ale ja nie...- nie zdążyłam dokończyć bo w zdanie weszła mi Ewa.
- Żadnego ale... powiedziała, wstała i zabrała moją walizkę.
- Co robisz? - spytałam zaskoczona. Faktycznie takiego zachowania się nie spodziewałam.
- No pomagam Ci z walizką...- stwierdziła i ruszyła w stronę wyjścia z parku.
Gdybym to komuś powiedziała, to raczej by mi nie uwierzył. Właśnie
Ewa Piszczek proponuje, a raczej każe mi nocować u niej w domu!
-No chodź, bo Łukasz będzie się darł o obiad. - krzyknęła uśmiechnięta.
Nie miałam wyjścia. Wstałam i podbiegłam do Ewy.
- Dziękuje - powiedziałam słodko a zarazem nieśmiałe i patrzyłam
przed siebie. Po wyjściu z parku skierowałyśmy się w stronę centrum
miasta, aż skręciłyśmy w szerszą uliczkę, która od razu wydawała się cichsza mimo iż samochodów nie brakowało. Z
niej wychodziła jeszcze trochę węższa, ale na tyle szeroka ze dwa auta
mogły się minąć. Dookoła było dużo domów, ale nie powiem, te domy
wyglądały na zadbane i chyba większość należała do ludzi z "większym
funduszem". Widać że to jakieś osiedle mieszkalne za centrum Dortmundu.
Szłyśmy dłuższą chwilę. Gdy dotarłyśmy na miejsce moim oczom ukazał się dość duży i zadbany dom.
Szczerzę to spodziewałam się jakiejś willi z basenem, ale wygląda na to że nie wszyscy którzy mają dużo kasy się tym szczycą.
Trochę bałam się reakcji Łukasza na to że jego żona sprowadza obce
osoby do domu. Ale moje obawy nie były słuszne gdyż Łukasz wcale nie
był zły, przynajmniej na takiego nie wyglądał.
- Cześ Ewuś- pocałował ją na przywitanie - O widzę że jakaś nowa
znajoma. - popatrzył na mnie i serdecznie się uśmiechnął. - Łukasz - powiedział i podał mi rękę.
- Estera - odwzajemniłam gest i nieśmiałe się uśmiechnęłam.
- Świetne masz imię- powiedział wyraźnie zafascynowany- mogliśmy tak
dać Sarze na imię - odpowiedział żartobliwie i zwrócił się do żony.
Ta tylko popatrzyła na niego z miną pt. " Weź nie filozofuj tylko się czymś zajmij ". Ja dalej stałam w progu i nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić.
- Czemu tak stoisz? - Spytała Ewa, jakby to że obca osoba jest u
niej było czymś normalnym - Siadaj i rozgość się. Zrób sobie kawę,
herbatę czy co tam chcesz a ja zaraz podam obiad - powiedziała miło.
- Nie dziękuje - odpowiedziałam skromnie.
- Weź się nie krępuj, dziś jesteś pod naszą opieką wiec oficjalnie jesteś dziś członkiem rodziny więc wolno Ci dokładnie to samo co nam -
stwierdził Łukasz bez zastanowienia.
Jezu jacy oni są mili. Zazdroszczę tej jej córeczce, ma naprawdę
wspaniałą rodzinę. Ja dla mojego dziecka tez będę taka. Nie pozwolę by
wychowywało się w takiej atmosferze i z taką matką jak ja miałam.
Z przemyśleń wyrwał mnie głos Łukasza, schodzącego właśnie z góry.
- A tak właściwie to co Cię do nas sprowadza? - zapytał i się uśmiechnął milutko. W jego słowach nie było ani odrobiny zażenowania
czy wścibskości.
- Łukasz nie męcz jej, dużo dziś przeżyła, dajmy jej najpierw spokojnie coś zjeść i odpocząć- powiedziała Ewa stanowczo
- Nie spokojnie, nic się nie stało - zapewniałam
- Nie nie... to przepraszam, - powiedział Łukasz zwracając się do
mnie - Masz racje jeśli to coś poważnego to niech najpierw ochłonie - te
słowa kierował chyba do Ewy.
- Nie przepraszaj - powiedziałam krótko. Podczas obiadu Ewa i Łukasz
wymieniali pojedyncze słowa, do siebie. Nie słyszałam o czym mówią
dokładnie ale chyba coś o meczu. Na obiad Ewa zrobiła ryż z warzywami i
kurczakiem. Nałożyła mi dość dużo, smakowało mi ale od czasów choroby
nie jem tak dużo. Chyba zauważyli mój lekki nie smak.
- Coś się stało Esterko, nie smakuje Ci ? - spytała z troską Ewa.
- Nie nie, jest pyszne, po prostu...- nie dokończyłam zdania bo
poczułam jak zbiera mi się na wymioty. Wstałam szybko od stało i
wystrzeliłam jak z procy do łazienki.
Gdy wróciłam byłam cała blada. Ewa aż wstała i podbiegła do mnie. Chwyciła mnie za ramiona i spojrzała w oczy.
- Skarbie, co się dzieje ? - zapytała zaniepokojona.
- Nie nie nic to chyba tylko lekka niestrawność- powiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy.
- Estera, nam możesz powiedzieć prawdę, nie denerwuj się.- odpowiedzialny również zmartwiony sytuacją Łukasz.
Z powrotem usiadłam na krześle.
- Chyba nie mam wyjścia - powiedziałam cicho, ale oni to usłyszeli.
- Naprawdę nam możesz zaufać - zapewniała Ewa.
- Bo... - zaczęłam - ja miałam kiedyś anoreksje. Głodziłam się, prowokowałam wymioty. Były ze mną straszne problemy. Źle się czułam w
swoim ciele. Wylądowałam na jakiś czas nawet w psychiatryku. Wszyscy
znajomi się ode mnie odwrócili. Nikt nie chciał się zadawać z takim
szkieletem, nawet przez jakiś czas mój ojciec nie chciał się ze mną
pokazywać na ulicy- mówiąc to czułam jak łzy napływają mi do oczu.
Na
chwile zastała cisza. W końcu Ewa wstała i mnie przytuliła.
- Nie wiedziałam że tyle przeszłaś, przykro mi że poruszyłam ten temat - powiedziała dalej mnie tuląc
- Nic się nie stało, prędzej czy później ktoś by i tak mnie zapytał
czemu taka chuda jestem, tak naprawdę to nie chciałam żeby kto ktokolwiek
wiedział, bałam się że wszyscy będą reagować tak jak moi znajomi. - to
mówiąc znów puściła mi się łza.
- Nie martw się, nie zostawimy Cię, u nas zawsze możesz liczyć na
wsparcie - to mówiąc popatrzyła mi w oczy. - Zawsze- powtórzyła.
- Dziękuje - odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.
Nie wiem czemu to zrobiłam, przecież była mi zupełnie obca, nie znałam ich wcale, mimo to czułam że są godni zaufania.
- Musisz się uspokoić - powiedziała - ja proponuje żebyś poszła się zdrzemnąć.
- Nie,nie ...- zaprzeczyłam - dam sobie radę - mówiłam ocierając łzy - pomogę Ci zmywać naczynia.
- Nie skarbie, ja sobie poradzę - dalej stała przy swoim - Idź
pokaż jej pokój w którym będzie spała - te słowa skierowała do męża -
pamiętaj jakby coś Cię męczyło od razu przychodź do mnie - znów zwróciła się do mnie i lekko uśmiechnęła. Jej uśmiech był szczery, naprawdę
szczery. Dawno nikt mnie nie obdarował takim. No chyba że Tamara. Tak, Tamara też jest wspaniałą przyjaciółką.
- Naprawdę Ci dziękuje - w końcu się odezwałam i podążyłam schodami za Łukaszem.
Zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami na końcu górnego
korytarza. Gdy Łukasz otworzył drzwi moim oczom ukazał się piękny pokój.
Mimo iż pomieszczenie nie było duże, to wyglądało jak z bajki.
Liliowo-białe ściany z namalowanym kwiatem i białe meble składały się w
jedną piękną całość.
- Oto twój tymczasowy nowy pokój - stwierdził Łukasz i uśmiechnął się szeroko.
- Jak to tymczasowy? -zapytałam lekko zdziwiona.- Ewa mówiła że jutro znajdzie mi jakiś hotel - zainteresowałam się.
- Tak miało być, ale Ewa naprawdę się tobą przejęła i na pewno chciałaby byś została na trochę dłużej. - odpowiedział
z uśmiechem. - Z resztą też chcę żebyś sobie u nas pomieszkała.
- Przestań. Przecież tak nie mogę, Tak nagle się zjawiałam i
wpieprzyłam do waszego domu - powiedziałam lekko rozżalona z poczuciem
winy.
- Ewa i ja Ci nie damy tak szybko odejść. Jesteś tu sama.
Sama w obcym mieście. A po za tym z tego co mi Ewa mówiła to twój tata
... no wiesz - powiedział nieśmiało, jakby nie chciał o tym rozmawiać.
- Oszukał mnie,wiem ... ale to nie zmienia faktu że nie mogę was naciągać na koszty związane z moim pobytem tu.
- O kasę to ty się nie martw. - powiedział stanowczo - Gdy będziesz
nas miała dość to poszukamy Ci jakiegoś hotelu. - uśmiechnął się - A
teraz rozgość się. - pokazał ręką na pokój.
- Jezu nie wiem co powiedzieć. Jesteście kochani. Ja nie wiem jak się odwdzięczę. - powiedziałam i go przytuliłam.
- Nie odwdzięczaj się, mała.
Gdy Łukasz zamknął do pokoju drzwi, usiadłam na łóżku i rozglądałam się.
- To niesamowite, ze to akurat mi się przydarzyło. A może to tylko
mi się...- przemyślenia przerwał mi Łukasz pukający do drzwi.
- Zapomniałem ci powiedzieć o osiemnastej jest kolacja. Łazienka to
pierwsze drzwi po prawej jak wyjdziesz z pokoju. - uśmiechnął się i
wyszedł.
- Może to tylko sen z którego się wybudzę za chwilę - dokończyłam swoją myśl - Ech, oby nie - pocieszałam się w duchu.
Postanowiłam się rozpakować. Wszystkie ubrania, starannie powkładałam do różnych półek wielkiej
białej szafy. Na wieszak powiesiłam kurtkę i swetry. Buty ułożyłam pod
wieszakami. Wyjęłam laptopa z mojej torby i odłożyłam je na biurko,
stojące obok łóżka. Była tam nawet specjalna szuflada. Jezu
ten pokój jest piękny. Mam nawet wielkie lustro w ramce pod kolor ścian.
Jedyne co mnie zastanawiało to, to czemu łóżko jest dwuosobowe. No nic
mniejsza z tym.
Przechodząc kolejny raz koło okna postanowiłam w nie zajrzeć.
Wcześniej mi jakoś to do głowy nie przyszło. O rany... miałam widok na
Park w Dortmundzie który był jakieś osiemset metrów dalej od domu. Wydaje mi się
że to nie ten sam park, z którego zgarnęła mnie pod swój dach Ewa.
Ostatnią z rzeczy do rozpakowania była kosmetyczka. Była mała, więc
nie dużo było do rozpakowania. No ale po co mi więcej rzeczy, skoro
miałam tylko na tydzień jechać.
- Pociąg do domu mam chyba za 8 dni.- zamyśliłam się - Haha na pewno teraz wrócę do domu - pomyślałam sarkastycznie.
Po tym co mi ojciec zrobił nie chce go nawet znać. Jak on mógł? Jeśli mnie nie chciał wystarczyło mi powiedzieć to bym się wyprowadziła
do jakiegoś bloku czy czegoś, a nie wywozić mnie 1600km od domu. W
końcu się opamiętałam. Zgarnęłam kosmetyki i
poszłam je powstawiać na półkę w łazience. Otworzyłam drzwi i ujrzałam piękne wnętrze :
Rozłożyłam kosmetyki na pustym miejscu i wróciłam do pokoju. Włączyłam
Mac'a i usiadłam na łóżku. Oglądałam strony z ubraniami.. Siedziałam tak mniej więcej z godzinę. Gdy
spojrzałam na zegarek była godzina 17:40.
- Zaraz jest kolacja. - przypomniało mi się - Mam nadzieje że nie
zwymiotuje tak jak przy obiedzie. Niezły wstyd sobie narobiłam.
Leżałam tak na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Nagle rzuciło mi się w oczy małe drewniane pudełeczko z głośnikiem i paroma guzikami.
Podeszłam do biurka na którym stał tajemniczy przedmiot. Nacisnęłam
jeden z guzików i usłyszałam muzykę.
- Tak to chyba radio - pomyślałam. Właśnie leciała piosenka którą
bardzo lubiłam : Marina and The Diamonds - How To Be a Heartbreaker. I
zaczęłam swój koncert. Od zawsze lubiłam śpiewać, mimo iż wychodziło
mi to całkiem nieźle, nikomu się do tego nie przyznałam. Umiem wyciągać, rapować. Radziłam sobie z większością piosenek, ale za
jakąś piosenkarkę się nie uważałam, bez przesady.
"... How To Be Heartbreaaker..., boys like a little danger ..."
W tym momencie ktoś zapukał mi do pokoju. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Proszę - powiedziałam.
w drzwiach zobaczyłam Ewę.
- Jak się czujesz ? - zapytała troskliwie
- Wiesz jakoś o wiele lepiej - powiedziałam z uśmiechem. Tak naprawdę to ta piosenka mi poprawiła humor. Matko... mam nadzieje że nie
słyszała że śpiewam.
- To super, a teraz choć na kolacje - uśmiechnęła się życzliwie i
przywołała gestem reki. Od razu za nią ruszyłam. Przy stole siedział już
Łukasz i Sara.
- Mamusiu, kto to jest ? - Sara wskazała na mnie.
- To jest Estera. - odpowiedziała jej Ewa. Sara była uderzająco podobna do Łukasza ale kolor włosów miała po Ewie.
- Hej - podeszłam do niej i się przywitałam.
- Cześć Esterka, jestem Sara - podała mi rękę. W ogóle się mnie nie bała, była odważna i otwarta, jak Ewa.
- Masz prześliczne imię. - powiedziałam.
- A ty masz dziwne. - stwierdziła i się uśmiechnęła słodko. Wszyscy się zaczęli śmiać, bo mała powiedziała to naprawdę słodziutko, że nie
dało się na nią za to obrazić.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęliśmy konsumować kolacje.
- Mam pomysł- nagle wypaliła Ewa - Co ty na to byśmy przeszły się na małe zakupy po kolacji? - zapytała.
- A nie jest trochę za późno? - zdziwiłam się.
- No coś ty, w takie upalne dni jak dziś, chodzi się na tego typu
rzeczy wieczorami. - powiedziała lekko zaskoczona moją odpowiedzią.
- No ok, jak chcesz...to ja bardzo chętnie pójdę - uśmiechnęłam się
do niej. Co prawda nie byłam do końca przekonana, pomysłem Ewy ale czemu
nie.
- No to super - powiedziała wyraźnie ucieszona moją odpowiedzią. - No to za piętnaście minut w kuchni, ok? Mamy godzinę 18:30, pasuje Ci?
- Jasne.
Po zjedzeniu zostałam na minute by pomóc Ewie znosić talerze i
poszłam się przebrać na górę. Otworzyłam szafę w swoim pokoju i zaczęłam się zastanawiać, co założyć. Zdecydowałam się na coś letniego. Mimo iż
jest wieczór to jest 25 stopni.
Po przebraniu, zaczęłam dokładnie się oglądać w lustrze. Tak
szczerze to chyba nie powinnam nosić rzeczy które odsłaniały moje chude
nogi. No trudno, jest gorąco, więc nie będę się smażyć w rurkach.
Zamknęłam szafę, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Ewa już czekała na
mnie.
- Śliczne masz spodenki. - zwróciła mi uwagę.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Dobra to co, idziemy? - spytała i wskazała na drzwi
- Jasne, ale idziemy czy jedziemy ? - zapytałam niepewnie
- Przejdziemy się na nogach, nie daleko, zresztą sama wiesz ze stąd to centrum jest dziesięć minut.
Pokiwałam głową i ruszyłyśmy.
- Chcesz iść przez park czy ulicami ?- spytała Ewa.
- Obojętne mi to - odpowiedziałam.
- To pójdziemy przez park. Będzie trochę ciszej.
Szłyśmy przez dość spory park, na który mam wgląd z okna. Szło mnóstwo ludzi. Ewa miała racje, o tej porze w takie dni jest największy
ruch. Nagle zorientowałam się, że przed nami ktoś biegnie. Dość wysoki
blondyn, z daleka uśmiechnął się do nas. Popatrzyłam na Ewe, nie wiedząc
zbytnio kto to. Ona również się do niego uśmiechnęła. Gdy postać się trochę
zbliżyła chyba powoli zaczęłam kojarzyć kto t ... ale chyba, chyba nie
jest aż tak źle z moim wzrokiem... przecież to...
_____________________
No to piąteczka :) Mamy nadzieję że się wam podoba :)
Liczymy na pozytywne komentarze :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz