Obudził mnie dźwięk mojego alarmu w telefonie. Nie podnosząc głowy, zaczęłam ręką szukać telefonu na półce nocnej, by wyłączyć to ustrojstwo.
Starania się nie udały. Tak macałam ręką po półce, że nieszczęśliwie mój
iPhone spadł. Gdy usłyszałam huk spadającego telefonu. Aż poskoczyłam
na miejscu. Przetarłam oczy i rozglądałam się dookoła łóżka.
- Uf... - odetchnęłam gdy zobaczyłam mój telefon cały i zdrowy, leżący na małym dywaniku przed łóżkiem - Dobra, trzeba się ogarnąć -
podniosłam telefon, spojrzałam na godzinę 7.00 i wstałam z łóżka. A
no tak... dziś mam "przesłuchanie ". Kurde, boje się, ale nie mogę dać
plamy. Obiecałam Ewie.
Przebrałam się na razie w jakieś ciuchy po domu:
(dobra torbę sobie odpuszczę bo idę przed dom )
Zeszłam po ciuchu na dół. Jeszcze nikogo nie było. Powoli otworzyłam drzwi frontowe, by nikogo nie obudzić i wyszłam przed dom. Paręnaście metrów dalej znalazłam jakąś małą ławeczce. Usiadłam na niej i
zaczęłam się rozglądać czy nikogo nie ma w pobliżu. Ewa i Łukasz
mieszkają jakby przy końcu tej uliczki. Dalszym kierunku są w oddali jakieś dwa domy, a potem już park i droga do centrum miasta. Po ciuchu
rozpoczęłam śpiewanie każdej piosenki.
- Dobra, już nie będę się kompromitować i robić obciachu przed
sąsiadami Piszczków - zaśmiałam się po mojej "próbie" i skierowałam się
do domu. Przede mną jechał jakiś pan rowerem. Trochę straszy, ale chyba
słyszał jak śpiewałam i gdy przejeżdżał koło mnie, puścił na chwilkę kierownice i zaklaskał parę razy. Zaczęłam się śmiać po ciuchu pod
nosem. Ale w głębi cieszyłam się, bo równie dobrze mógł zsiąść z roweru i
mnie ochrzanić za takie wycie.
Gdy znalazłam się w domu była już 7:45.
- Zaraz pewnie Łukasz wstanie i pójdzie zrobić mi pobudkę -
pomyślałam, idąc do mojego pokoju przechodziłam koło sypialni Ewy i
Łukasza.
Usiadłam na krześle które stało przed oknem i gapiłam się w nie. W
parku coraz więcej ludzi zaczęło się schodzić. Niektórzy z psami na
spacer, inni ubrani w sportowe stroje, a jeszcze inni chyba podążali
przez park do pracy bo byli poubierani w oficjalne ubrania. Zaczekam
zastanawiać się jakie cholerne szczęście spotkało mnie że tu jestem.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
- Esteraa, wstaa- zaczął krzyczeć Łukasz - Oo! Nie śpisz? - powiedział znacznie ciszej, gdy zobaczył mnie opierającą się o parapet.
- No nie śpię, nie śpię... wiesz, jakoś trudno spać spokojnie z
myślą, że w następny dzień będziesz musiał zaśpiewać przed swoją ukochaną
drużyną piłkarską i na dodatek nie dać plamy. -uśmiechnęłam się do
niego sarkastycznie.
- Oj tam, oj tam... wiesz mi, że w twoim wykonaniu nawet "Barbie
Girl " brzmiałoby fenomenalnie - zaczął się śmiać - chodź na śniadanie,
bo za trzydzieści minut trzeba wyjechać, a nie chcemy byś tam nam księżniczko
zemdlała z przemęczenia i stresu - mówiąc to, zamknął drzwi.
- Ja go chyba kiedyś zabije za te żarty - pomyślałam, oczywiście
śmiejąc się w duchu - Ech, co ja obiorę? W sumie sama nie wiem, jak tam się trzeba byłoby pokazać. Może Ewa mi powie. Oby tylko nie spała.- zaczęłam mieć burzę myśli. Skierowałam się w stronę schodów i tym
razem się nie pomyliłam. Schodząc na dół, słyszałam sympatyczny głos Ewci, dobiegający z kuchni.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitałam się wchodząc do kuchni.
- A dobry, dobry nasza śpiewaczko - zachichotała Ewa - Już, zaraz
podaje tosty. Nalej sobie teraz soku -mówiąc to podała mi szklankę i
postawiła przede mną wielki karton soku pomarańczowego.
- Może Ci pomóc ? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę talerzy.
- Nie, nie... wszystko już gotowe - oznajmiła z uśmiechem gospodyni i odprawiła mnie na miejsce.
- To jak gotowa na swój "show" ? - spytał Łukasz i uśmiechnął się bardzooo szeroko.
- A co jak Ci powiem że nie ? - spytałam, chociaż to było bardziej
stwierdzenie z nutą nadziei z pytaniem i głupio się wyszczerzyłam
- To będziesz improwizować - odpowiedział bez cienia zlitowania. - Jak
ojciec do córki przy porodzie gdy ta mu mówi że nie wyczytała jak się
rodzi.
- Hmm... tej odpowiedzi bałam się najbardziej - powiedziałam pod
nosem - ale spokojnie, mam wszystko przygotowane - to powiedziałam już
głośno, starałam się mówić pewnie i ukryć mój strach ale trudno
cokolwiek ukryć przed Ewą.
- Nie denerwuj się, po prostu uwierz w siebie- poklepała mnie delikatnie po plecach i postawiłam talerz z tostami na stole.
- Spróbuje - z zrezygnowaniem zabrałam dwa tosty i pojęłam się konsumowania nich. Po skończonym posiłku Łukasz oznajmił mi ze za 10
minut muszę być gotowa i czekać na niego przed wejściem do domu.
- Ewaa mam do ciebie spraweee...- zaczęłam gdy już zostałyśmy same w kuchni
- No mów, skarbie pytaj o co chcesz i mów co cie trapi?- rzuciła ścierkę do zlewu i podeszła do mnie
- Bo ja nie wiem zbytnio jak się mam ubrać ... bo niby to nie jest jakieś nie wiadomo jakie spotkanie biznesowe a w dresach tez raczej tam
nie pójde no nie?
- Masz racje odpowiedni strój to podstawa ... no choć choć - mówiąc leciutko popchała mnie stronę schodów.
Ewa otworzyła szeroko drzwi mojej szafy. Wyraźnie ją zatkało.
- Matko boska... przecież ty masz mnóstwo pięknych ubrań jak ty tu możesz nie wiedzieć co wybrać - mówiła z zachwytem
- Oj nie przesadzajmy... a tak ap ropo to ja nie, nie mam w co się ubrać tylko nie wiem na co postawić...
Mina Ewy wyraźnie oznaczała że zbytnio nie wie o czym ja mówię. W
sumie nic dziwnego, od zawsze miałam problemy z wyrażaniem się.
- W sensie że ... - ciągnęłam. No FUCK w takiej chwili nie mogę się
wysłowić! dlaczego? - no... ooo! bo ja nie wiem czy mam się ubrać tak
bardziej służbowo, czy wakacyjnie a może jakoś odświętnie - no nareszcie się wyraziłam.
- Aa... teraz rozumiem... hmm - Ewa zaczęła się przyglądać moich
ciuchom. Przewijała wieszaki na których miałam już dobrane poszczególne
ubrania by tworzyły pasujący zestaw.
- Wydaje mi się ze ten powinien być dobry- podała mi rzeczy.
Pobiegłam do łazienki szybko się przebrać i pomalować.
- i jak ? -spytałam Ewe gdy stanęłam w drzwiach już przebrana.
- IDEALNIE ! - klasnęła w ręce. A teraz szybko wpakuj do torby n i biegnij przed dom.
- Dziękuje Ewa - przytuliłam ją mocno. - trzymaj kciuki.
- Wiem, ze mnie nie zawiedziesz. Daj z siebie wszystko - również wzięła mnie w swój uścisk. - No leć kochana - pomachała mi ręką na
pożegnanie. Czym prędzej zbiegłam na dół i wyszłam z domu. Łukasz
właśnie wsiadał do auta.
- No jesteś, myślałem że się spóźnisz .
- No coś ty, jak mogłeś pomyśleć że się spóźnię - schrzaniłam go
śmiechem - ej myślisz ze dobrze wyglądam - spojrzałam na swój strój a
potem na Łukasza.
- Jest świetnie - zmierzył mnie od góry do dołu - a teraz choć bo
dostane burę od Kloppa- zaśmiał się i machnął ręką w kierunku tylnych
drzwi auta.
Po chwili już byliśmy na parkingu. Teraz dopiero poszyłam jak strach mnie zżera od środka.
- Łukasz, ja ja nie dam rady - czułam narastającą panikę.
- Ej spokojnie. Klopp to naprawdę fajny dziadek, na pewno spodoba mu się twój głos - objął mnie ramieniem i zrobił gest ręką w stronę wejścia.
- No okok ... już się uspokajam - zaczęłam robić głębokie wdechy i wydechy.
Ruszyłam za Łukaszem. Zza drzwiami ukazał się korytarz prowadzący prosto na boisko.
- Jejuuuu .... jaki ogromny - zachwycałam się.
W dalszym ciągu szłam za piłkarzem. Nagle ktoś zawołał Łukasza po nazwisku. Odwróciliśmy się obydwoje.
- Siema Piszczu - zobaczyłam... Roberta Lewandowskiego.. ? !
- Lewy, stary co tam u ciebie ? - podał mu rękę na przywitanie a drugą klepnął w plecy.
- Aaa jest dobrze. A kogo tym razem sprowadziłeś ? - Robert wskazał palcem w moją stronę. Coś nakazało mi się odezwać
- Cześć... Estera jestem - powiedziałam po polsku i podałam mu moją chudą dłoń.
- Witam panienkę... widzę że panienka z Polski, no to super - uśmiechnął się szeroko. - Lewandowski. - również się przedstawił.
- Wieeem ... - starałam się mówić na luzie - trudno nie poznać
jednego z najlepszych zawodników BVB - dodałam również uśmiechając się
szeroko.
- Już Cię lubię - klepnął mnie w plecy Robert.
- Chłopcy do szatni - usłyszeliśmy potężny krzyk z drugiego końca boiska. To
Jürgen wołał piłkarzy do szatni,
- No idź do niego. - popchnął mnie Łukasz, wszystko będzie dobrze tylko się nie stresuj.
- A co się dzieje ? - zapytał Robert.
- To nasza przyszła gwiazda, będzie dla nas śpiewać, zawsze i
wszędzie - Łukasz powiedział to z taką pewnością i dumą że nie chciałam
mu psuć tej satysfakcji.
- Oczywiście - powiedziałam sarkastycznie.
- No to biegnij do naszego... Tre... jakże wspaniałego naszego
super trenera - zmienił głos na milutki i wesoły gdy spostrzegł że Klopp
podąża w naszym kierunku.
- Nie podlizuj się Lewandowski bo zaraz machniesz 10 kółeczek .
- Sorry Panie Trenerze już idziemy do szatni - zameldował Łukasz - a właśnie
to jest Estera - przedstawił mnie grzecznie.
- Dzień Dobry - kiwnęłam głową w dół i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Witam, Jürgen Klopp - to ty jesteś ta utalentowana dziewczyna tak ?
Chyba się przesłyszałam.
- Niee, bez prze..
- Tak to prawda, ona śpiewa rewelacyjnie, musi pan ją posłuchać a
potem niech zaśpiewa dla nas - przerwał mi rozradowany głos Łukasza
- to my lecimy się przebrać- mówiąc to obydwoje nas zostawili.
Myślałam że mu głowę ukręcę. Znów się zaczęłam denerwować.
- No to chodźmy już do mojego biura, masz przygotowany podkład muzyczny ?
- Tak, tak wszystko jest.
Ruszyłam za Klopp'em.
_________________________________________________________________
No nareszcie. Ten rozdział zbytnio nie ma sensu ale jakoś musiałam Esterę wprowadzić w świat śpiewu. Dopiero zacznie się więcej dziać w
następnym rozdziale... wiec czytajcie ... a ja zabieram się za kolejny
rozdział (wiecie mam wene xd ) /komentujcie czy podoba się czy nie :P
piątek, 30 sierpnia 2013
wtorek, 27 sierpnia 2013
Rozdział 6.
Nie, nie to nie może być prawda...
- Ewa kto to? - spytałam by się upewnić, mimo iż sekundy na sekundę coraz bardziej byłam pewna że się nie mylę.
- Jak to, nie poznajesz Marco? - spytała zdziwiona. Wtedy właśnie blondyn zatrzymał się przed nami.
- Hej Ewuniu - przywitał się z Ewą - AA kogo my tu mamy? - zwrócił się w moją stronę.
- Marco to jest Estera. - odpowiedziała za mnie Ewa.
Zatkało mnie. Jakbym zapomniała jak się mówi.
- Heej - w końcu wydukałam nieśmiało.
- Witam cię, piękna. - odpowiedział wesoło Reus i podał mi rękę.
Odwzajemniłam gest. Widziałam że piłkarz uważnie się mi przygląda.
- Gdzie idziecie? - zapytał i spojrzał na Ewę.
- Na małe zakupy. - odpowiedzialna wesoło Ewa. - musimy Esterce garderobę powiększyć.
- No to miłych zakupów - powiedział Marco - Będziecie na meczu ? - zapytał "nas", ale głównie popatrzył na mnie.
- Tak - odpowiedziałam krótko i uśmiechnęłam się do Reus'a, żeby nie wyjść na mimozę.
- Jasne że będziemy. - dodała Ewa. - właśnie, trzeba Ci kupić koszulkę w Fan Shopie - zwróciła się do mnie.
- Kup numerek 11. - powiedział do mnie i słodko się uśmiechnął.
- Haha chciałbyś, co nie? - zaśmiała się Ewa
Marco tylko wyszczerzył się szeroko.
- Dobra, blondasku, my musimy lecieć, bo nam sklepy zamkną. - oznajmiła Ewa - Do zobaczenia na meczu.
- Na razie. - powiedział , odwrócił się i pobiegł w swoją stronę.
Gdy i my ruszyliśmy w stronę odwróciłam się na chwile, on również.
Szybko z powrotem zwróciłam głowę i poczułam ze mam rumieńce.
- Marco jest naprawdę miłym facetem. - po dłuższej ciszy Ewa postanowiła się odezwać.
- Masz rację. - potwierdziłam słowa Ewki. - Ma dziewczynę? - zapędziłam się z pytaniem. W sumie sama nie wiem, po co je zadałam. Przecież to nie moja sprawa.
- Z tego co wiem, to Caroline go zdradziła, ale czy nie ma już kogoś na oku to nie wiem - odpowiedziała mi. - A co?
- Nie nic, tak pytam - trochę się zmieszałam - Wiesz, po prostu większość piłkarzy ma dziewczyny i byłam ciekawa czy on tez - wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę na pytanie.
Potem gadałyśmy jeszcze o meczu.
Gdy dotarłyśmy do galerii ze sklepami, Ewa od razu do pierwszego mnie zaciągnęła. I tak do każdego. W jednym ze sklepów zobaczyłam miętową sukienkę, w której się zakochałam. Stałam przed wieszakiem i patrzyłam. Nagle podeszła do mnie Ewa i chyba się zorientowała ze mi się podoba.
- Przymierzasz? - spytała.
- W sumie co mi szkodzi - zabrałam najmniejszy rozmiar i poszłam przymierzyć.
Była piękna, chyba najpiękniejsza sukienka jaką w życiu widziałam.
- I jak pasuje ? - spytała Ewa, przyglądając się.
- Idealna - Kupiłabym ją jakby tyle nie kosztowała i z zrezygnowaniem spojrzałam na cenę. 160 €. Cholera, za to bym kupiła z 4 takie w przeliczeniu na złotówki w Polsce.
- Podoba Ci się? - zapytała Ewa, widząc moją skwaszoną minę widokiem ceny
- Tak, bardzo... jest piękna, ale strasznie dro...
- No to bierzemy. - zabrała mi wieszak i ruszyła w kierunku kasy.
- Ej, zwariowałaś?! ... - krzyknęłam zaskoczona - Nie możesz mi jej kupić, jest za droga - powiedziałam
- Nie mogę?! - spytała podejrzliwie. - No to patrz - oznajmiła, uśmiechnęła się do mnie i ruszyła do kasy. Tak szybko ją kupiła ze nie zdążyłam zareagować.
- Bardzo proszę - powiedziała z uśmiechem, podając mi torebkę z zapakowaną sukienką.
- Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś bardzo uparta? - spytałam pogardliwie.
- Yyy ... no wiele osób - powiedziała uśmiechając się
- Będę kolejną - powiedziałam i ją przytuliłam - Dziękuję - dodałam z szerokim uśmiechem
- Nie dziękuj. - oznajmiła z dumą.
Po męczącym wieczorze no wielkich zakupach, trzeba było wrócić do domu. Gdy wyszłyśmy z galerii handlowej była godzina 20:30 i oczywiście było jeszcze jasno.
- Jezu Ewa, wiesz że dziś z Tobą kupiłam chyba więcej rzeczy niż przez cały rok w Polsce. - mówiłam z niedowierzaniem.
- No widzisz skarbie, a to dopiero początek naszych wspólnych zakupów. - Dwa ostatnie słowa podkreśliła.
- Wiesz co, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, przecież gdybyś mnie tam nie zaczepiła w parku, to nawet nie chce wiedzieć, co by się ze mną teraz działo, naprawdę Ci dziękuję. - przystanęłam i przytuliłam ją mocno.
- Mówię Ci przecież że na mnie możesz polegać zawsze. - odwzajemniła gest.
Po powrocie do domu pomogłam Ewie zrobić szybką kolacje i poszłam się umyć.
Gdy wróciłam do pokoju owinięta w ręcznik. Usłyszałam powiadomienie na Facebook'u oraz dźwięk wiadomość przychodzącej. -- MASZ ZAPROSZENIE DO GRONA ZNAJOMYCH -- odczytałam - MARCO REUS CHCE DODAĆ CIE DO ZNAJOMYCH - zaniemówiłam
- Skąd on zna moje nazwisko.. - zaczęłam się głośno zastanawiać - Aaa, nie ważne - kliknęłam - AKCEPTUJ-.
A co do wiadomości to napisała do mnie Tamara.
" Co u ciebie? Jak tam w Niemczech?"
Nie chciałam jej martwić... więc napisałam że jest wszystko w porządku.
" To dobrze. Chciałam tylko się upewnić. Jutro pogadamy bo ja muszę spadać. Paa ; *"
" Ok, paa " - odpisałam jej.
- Kurde, lekka lipa że muszę ją okłamywać, ale znając Tamarę to gdyby się dowiedziała, to od razu wsiadła by w samolot czy pociąg i przyjechała. A ja nie chce jej problemów robić. Z resztą tak czy siak, w końcu będę musiała jej powiedzieć. Ale głupio trochę ze powiem jej prawdę po tym jak skłamałam. Wyjaśnię jej to jakoś. - biłam się z myślami, cały czas dręczyło mnie to.
Postanowiłam się ubrać w piżamę. Z dołu słyszałam śmiechy Ewy i Sary. I nie wiem co mnie tknęło ale zaczęłam śpiewać. Tym razem było to "Cher Lloyd - With Ur Love"
Lubie Cher, podoba mi się jej pozytywny i wesoły głos. I znów koncert czas zacząć. Śpiewałam również wesoło jak ona.
"Shinig, with ur love (...) but so what...".
- Jeju, ja jestem naprawdę tępa. - uznałam po moim "profesjonalnym" singlu - Nie dość że wyję w nie swoim domu i budzę wszystkich dookoła, to jeszcze nawet nie panuje nad tym..ugh.
Moje rozmyślania przerwał głos Łukasz zza drzwi.
- Nie śpisz, prawda?
- No nie śpię.
- Chodź na chwilkę na dół.
- Ok już schodzę.
No niee, pewnie zaraz dostane opieprz za to darcie się.
- Fuck. - pomyślałam schodząc po schodach.
Na dole w salonie siedziała jakoś podejrzanie uśmiechnięta Ewa, a za nią opierając się o krzesło stał Łukasz.
- To ty tak śpiewałaś. - spytała Ewa.
- Ehh, tak to ja. - przyznałam. - Przepraszam, ja zaraz wyjaśnię...
- Esterko, Skarbie nie przepraszaj, bardzo ładnie śpiewałaś - oznajmiła.
Trochę się nie spodziewałam takiej reakcji. Myślałam że usłyszę słowa typu: " Jak jeszcze raz otworzysz paszczę do śpiewu to Cię wywalę Cię z domu " - tak jak to zawsze słyszałam w domu od ojca.
- Chyba bardzo lubisz śpiewać, prawda? - zapytał Łukasz.
- No lubię, ale nie żeby coś...
- Spokojnie - uspokajała mnie Ewa. - widząc ze sytuacja zaczyna być dla mnie stresująca. - Śpiewasz wyjątkowo, już raz miałam okazje usłyszeć - uśmiechnęła się.
- Dlatego - Łukasz jakby kontynuował słowa żony .- Mam dla Ciebie propozycję.
- No ok... dawaj - powiedziałam na luzie, mimo iż w środku aż się paliłam od stresu i ciekawości co chce zapytać Łukasz.
- Wiesz że zaczynają się mecze. Póki co to towarzyskie ale później już na rywalizacje o puchar ...
- A co to ma do ...
-No słuchaj... - I trener chciał by były jakieś atrakcje, przed meczem, w trakcie meczu itp.
- Nooo..- coraz bardziej się niecierpliwiłam
- No może zgodziła byś się dla nas śpiewać ?- zapytał
- Hahahahah niee, nie ma mowyy - zaprzeczyłam. - Przecież ja fatalnie wyję.
- Śpiewasz pięknie. - wyjechała Ewa - Naprawdę Ci to wychodzi, przecież słyszymy... nie zaprzeczysz... a poza tym to sama mówiłaś, że to lubisz - na koniec złapała mnie za słowa i się szeroko uśmiechnęła.
- No ok przyznaję, lubię śpiewać, ale przecież ja nigdy dla publiczności nie śpiewałam - zaczęłam mówić drżącym głosem.
Ewa chyba wyczuła moją lekką panikę. Podeszła do mnie i patrzyła w oczy.
- Skarbie, śpiewasz pięknie. Potrafisz wyciągnąć wysoko i nie zafałszować, to jest już naprawdę COŚ - zachęcała mnie. Widziała że nie byłam pewna, więc kontynuowała - Proszę Cie, Uwierz mi nie ma bata by twój głos się komuś nie spodobał. NAPRAWDĘ - ostatnie słowo prawie krzyknęła z zachwytu. Widać było że nie udaje. Ale ja dalej nie byłam pewna. Po prostu się bałam, choć w sumie to do niczego nie dojdę jak zawsze będę mówić "boję się ".
- Zgodzisz się? Zrób to dla mnie...to jak ? - Ewa nie dawała za wygraną.
- ... Noo dobrze. - uległam w końcu - ale jak mnie nie zechcą to nie będziecie mnie już więcej zmuszać jasne ? - od razu zapytałam, a raczej stwierdziłam.
- Oczywiście... ale wież mi na 100% cię przyjmą - zapewniał Łukasz.
Tylko się uśmiechnęłam
- Ale powiedz mi jeszcze, czemu szukacie kogoś do śpiewu ? - zapytałam Łukasza, by uzyskać więcej informacji w jakim celu będę się udzielać na scenie.
- To nie jest tak jak w Mam Talent, że wygrywa ktoś... no w naszym wypadku wybieramy kogoś i ma jakieś nie wiadomo jakie koncerty. Po prostu czasem przed meczem piłkarze muszą się odstresować... a co innego może bardziej uspokajać niż widok ślicznej dziewczyny, która w dodatku pięknie śpiewa? A po za tym kibice też muszą się dobrze czuć. - zakończył Łukasz - a no i oczywiście zapłata też niczego sobie - mówiąc to wyszczerzył swoje białe zęby.
- No dobrze... już ok... zgadzam się, ale z tą piękna dziewczyną daj se spokój -powiedziałam zrezygnowana ale w głębi się trochę cieszyłam że komuś się podoba moje pianie -ale chyba najpierw muszą mnie jakby przesłuchać czy sie nadaje.
- Oto się nie martw - mówiąc to wziął telefon ze stołu i wykręcił szybko jakiś numer.
- No załatwione... - oznajmił - jutro pojedziesz ze mną na trening. Masz jeszcze chwile... no ewentualnie trochę nocy by się zastanowić co zaśpiewasz. Rano pojedziemy i przed treningiem zaśpiewasz coś trenerowi a on zdecyduje.Przygotuj parę piosenek na wszelki wypadek i nuty zgraj na tego pendrive - podał mi małe urządzenie.
- O jenyy... - złapałam się za głowę- to chyba będzie trudniejsze niż mi się wydaje- A co jeśli spanikuje? - zaczęłam się stresować.
- Nie spanikujesz... mogłabyś mieć obawy gdybyś nie umiała śpiewać- odezwała się w końcu Ewa.
- Dziękuje wam, naprawdę - mówiąc to przytuliłam ich.
- No zmykaj już wybierać piosenki, pamiętaj tylko że o ósmej przychodzę Cię obudzić. I masz być wyspana - stwierdził Łukasz.
- Haha, ok paa - pomachałam w ich stronę - do zobaczenia rano.- pożegnałam się. Weszłam do pokoju i zaczęłam przeglądać piosenki.
- Znam ich wiele.... ciężko będzie wybrać- pomyślałam. Postanowiłam wybrać pięć piosenek ale na jutro nastawie budzik wcześniej, wyjdę na dwór i popróbuje ... mówiąc to położyłam głowę na poduszkę i usnęłam momentalnie jak dziecko.
_______________________________________
Było ciężko ale dało radę się napisać :)
Czekamy na komentarze !! :D
- Ewa kto to? - spytałam by się upewnić, mimo iż sekundy na sekundę coraz bardziej byłam pewna że się nie mylę.
- Jak to, nie poznajesz Marco? - spytała zdziwiona. Wtedy właśnie blondyn zatrzymał się przed nami.
- Hej Ewuniu - przywitał się z Ewą - AA kogo my tu mamy? - zwrócił się w moją stronę.
- Marco to jest Estera. - odpowiedziała za mnie Ewa.
Zatkało mnie. Jakbym zapomniała jak się mówi.
- Heej - w końcu wydukałam nieśmiało.
- Witam cię, piękna. - odpowiedział wesoło Reus i podał mi rękę.
Odwzajemniłam gest. Widziałam że piłkarz uważnie się mi przygląda.
- Gdzie idziecie? - zapytał i spojrzał na Ewę.
- Na małe zakupy. - odpowiedzialna wesoło Ewa. - musimy Esterce garderobę powiększyć.
- No to miłych zakupów - powiedział Marco - Będziecie na meczu ? - zapytał "nas", ale głównie popatrzył na mnie.
- Tak - odpowiedziałam krótko i uśmiechnęłam się do Reus'a, żeby nie wyjść na mimozę.
- Jasne że będziemy. - dodała Ewa. - właśnie, trzeba Ci kupić koszulkę w Fan Shopie - zwróciła się do mnie.
- Kup numerek 11. - powiedział do mnie i słodko się uśmiechnął.
- Haha chciałbyś, co nie? - zaśmiała się Ewa
Marco tylko wyszczerzył się szeroko.
- Dobra, blondasku, my musimy lecieć, bo nam sklepy zamkną. - oznajmiła Ewa - Do zobaczenia na meczu.
- Na razie. - powiedział , odwrócił się i pobiegł w swoją stronę.
Gdy i my ruszyliśmy w stronę odwróciłam się na chwile, on również.
Szybko z powrotem zwróciłam głowę i poczułam ze mam rumieńce.
- Marco jest naprawdę miłym facetem. - po dłuższej ciszy Ewa postanowiła się odezwać.
- Masz rację. - potwierdziłam słowa Ewki. - Ma dziewczynę? - zapędziłam się z pytaniem. W sumie sama nie wiem, po co je zadałam. Przecież to nie moja sprawa.
- Z tego co wiem, to Caroline go zdradziła, ale czy nie ma już kogoś na oku to nie wiem - odpowiedziała mi. - A co?
- Nie nic, tak pytam - trochę się zmieszałam - Wiesz, po prostu większość piłkarzy ma dziewczyny i byłam ciekawa czy on tez - wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę na pytanie.
Potem gadałyśmy jeszcze o meczu.
Gdy dotarłyśmy do galerii ze sklepami, Ewa od razu do pierwszego mnie zaciągnęła. I tak do każdego. W jednym ze sklepów zobaczyłam miętową sukienkę, w której się zakochałam. Stałam przed wieszakiem i patrzyłam. Nagle podeszła do mnie Ewa i chyba się zorientowała ze mi się podoba.
- Przymierzasz? - spytała.
- W sumie co mi szkodzi - zabrałam najmniejszy rozmiar i poszłam przymierzyć.
Była piękna, chyba najpiękniejsza sukienka jaką w życiu widziałam.
- I jak pasuje ? - spytała Ewa, przyglądając się.
- Idealna - Kupiłabym ją jakby tyle nie kosztowała i z zrezygnowaniem spojrzałam na cenę. 160 €. Cholera, za to bym kupiła z 4 takie w przeliczeniu na złotówki w Polsce.
- Podoba Ci się? - zapytała Ewa, widząc moją skwaszoną minę widokiem ceny
- Tak, bardzo... jest piękna, ale strasznie dro...
- No to bierzemy. - zabrała mi wieszak i ruszyła w kierunku kasy.
- Ej, zwariowałaś?! ... - krzyknęłam zaskoczona - Nie możesz mi jej kupić, jest za droga - powiedziałam
- Nie mogę?! - spytała podejrzliwie. - No to patrz - oznajmiła, uśmiechnęła się do mnie i ruszyła do kasy. Tak szybko ją kupiła ze nie zdążyłam zareagować.
- Bardzo proszę - powiedziała z uśmiechem, podając mi torebkę z zapakowaną sukienką.
- Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś bardzo uparta? - spytałam pogardliwie.
- Yyy ... no wiele osób - powiedziała uśmiechając się
- Będę kolejną - powiedziałam i ją przytuliłam - Dziękuję - dodałam z szerokim uśmiechem
- Nie dziękuj. - oznajmiła z dumą.
Po męczącym wieczorze no wielkich zakupach, trzeba było wrócić do domu. Gdy wyszłyśmy z galerii handlowej była godzina 20:30 i oczywiście było jeszcze jasno.
- Jezu Ewa, wiesz że dziś z Tobą kupiłam chyba więcej rzeczy niż przez cały rok w Polsce. - mówiłam z niedowierzaniem.
- No widzisz skarbie, a to dopiero początek naszych wspólnych zakupów. - Dwa ostatnie słowa podkreśliła.
- Wiesz co, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, przecież gdybyś mnie tam nie zaczepiła w parku, to nawet nie chce wiedzieć, co by się ze mną teraz działo, naprawdę Ci dziękuję. - przystanęłam i przytuliłam ją mocno.
- Mówię Ci przecież że na mnie możesz polegać zawsze. - odwzajemniła gest.
Po powrocie do domu pomogłam Ewie zrobić szybką kolacje i poszłam się umyć.
Gdy wróciłam do pokoju owinięta w ręcznik. Usłyszałam powiadomienie na Facebook'u oraz dźwięk wiadomość przychodzącej. -- MASZ ZAPROSZENIE DO GRONA ZNAJOMYCH -- odczytałam - MARCO REUS CHCE DODAĆ CIE DO ZNAJOMYCH - zaniemówiłam
- Skąd on zna moje nazwisko.. - zaczęłam się głośno zastanawiać - Aaa, nie ważne - kliknęłam - AKCEPTUJ-.
A co do wiadomości to napisała do mnie Tamara.
" Co u ciebie? Jak tam w Niemczech?"
Nie chciałam jej martwić... więc napisałam że jest wszystko w porządku.
" To dobrze. Chciałam tylko się upewnić. Jutro pogadamy bo ja muszę spadać. Paa ; *"
" Ok, paa " - odpisałam jej.
- Kurde, lekka lipa że muszę ją okłamywać, ale znając Tamarę to gdyby się dowiedziała, to od razu wsiadła by w samolot czy pociąg i przyjechała. A ja nie chce jej problemów robić. Z resztą tak czy siak, w końcu będę musiała jej powiedzieć. Ale głupio trochę ze powiem jej prawdę po tym jak skłamałam. Wyjaśnię jej to jakoś. - biłam się z myślami, cały czas dręczyło mnie to.
Postanowiłam się ubrać w piżamę. Z dołu słyszałam śmiechy Ewy i Sary. I nie wiem co mnie tknęło ale zaczęłam śpiewać. Tym razem było to "Cher Lloyd - With Ur Love"
Lubie Cher, podoba mi się jej pozytywny i wesoły głos. I znów koncert czas zacząć. Śpiewałam również wesoło jak ona.
"Shinig, with ur love (...) but so what...".
- Jeju, ja jestem naprawdę tępa. - uznałam po moim "profesjonalnym" singlu - Nie dość że wyję w nie swoim domu i budzę wszystkich dookoła, to jeszcze nawet nie panuje nad tym..ugh.
Moje rozmyślania przerwał głos Łukasz zza drzwi.
- Nie śpisz, prawda?
- No nie śpię.
- Chodź na chwilkę na dół.
- Ok już schodzę.
No niee, pewnie zaraz dostane opieprz za to darcie się.
- Fuck. - pomyślałam schodząc po schodach.
Na dole w salonie siedziała jakoś podejrzanie uśmiechnięta Ewa, a za nią opierając się o krzesło stał Łukasz.
- To ty tak śpiewałaś. - spytała Ewa.
- Ehh, tak to ja. - przyznałam. - Przepraszam, ja zaraz wyjaśnię...
- Esterko, Skarbie nie przepraszaj, bardzo ładnie śpiewałaś - oznajmiła.
Trochę się nie spodziewałam takiej reakcji. Myślałam że usłyszę słowa typu: " Jak jeszcze raz otworzysz paszczę do śpiewu to Cię wywalę Cię z domu " - tak jak to zawsze słyszałam w domu od ojca.
- Chyba bardzo lubisz śpiewać, prawda? - zapytał Łukasz.
- No lubię, ale nie żeby coś...
- Spokojnie - uspokajała mnie Ewa. - widząc ze sytuacja zaczyna być dla mnie stresująca. - Śpiewasz wyjątkowo, już raz miałam okazje usłyszeć - uśmiechnęła się.
- Dlatego - Łukasz jakby kontynuował słowa żony .- Mam dla Ciebie propozycję.
- No ok... dawaj - powiedziałam na luzie, mimo iż w środku aż się paliłam od stresu i ciekawości co chce zapytać Łukasz.
- Wiesz że zaczynają się mecze. Póki co to towarzyskie ale później już na rywalizacje o puchar ...
- A co to ma do ...
-No słuchaj... - I trener chciał by były jakieś atrakcje, przed meczem, w trakcie meczu itp.
- Nooo..- coraz bardziej się niecierpliwiłam
- No może zgodziła byś się dla nas śpiewać ?- zapytał
- Hahahahah niee, nie ma mowyy - zaprzeczyłam. - Przecież ja fatalnie wyję.
- Śpiewasz pięknie. - wyjechała Ewa - Naprawdę Ci to wychodzi, przecież słyszymy... nie zaprzeczysz... a poza tym to sama mówiłaś, że to lubisz - na koniec złapała mnie za słowa i się szeroko uśmiechnęła.
- No ok przyznaję, lubię śpiewać, ale przecież ja nigdy dla publiczności nie śpiewałam - zaczęłam mówić drżącym głosem.
Ewa chyba wyczuła moją lekką panikę. Podeszła do mnie i patrzyła w oczy.
- Skarbie, śpiewasz pięknie. Potrafisz wyciągnąć wysoko i nie zafałszować, to jest już naprawdę COŚ - zachęcała mnie. Widziała że nie byłam pewna, więc kontynuowała - Proszę Cie, Uwierz mi nie ma bata by twój głos się komuś nie spodobał. NAPRAWDĘ - ostatnie słowo prawie krzyknęła z zachwytu. Widać było że nie udaje. Ale ja dalej nie byłam pewna. Po prostu się bałam, choć w sumie to do niczego nie dojdę jak zawsze będę mówić "boję się ".
- Zgodzisz się? Zrób to dla mnie...to jak ? - Ewa nie dawała za wygraną.
- ... Noo dobrze. - uległam w końcu - ale jak mnie nie zechcą to nie będziecie mnie już więcej zmuszać jasne ? - od razu zapytałam, a raczej stwierdziłam.
- Oczywiście... ale wież mi na 100% cię przyjmą - zapewniał Łukasz.
Tylko się uśmiechnęłam
- Ale powiedz mi jeszcze, czemu szukacie kogoś do śpiewu ? - zapytałam Łukasza, by uzyskać więcej informacji w jakim celu będę się udzielać na scenie.
- To nie jest tak jak w Mam Talent, że wygrywa ktoś... no w naszym wypadku wybieramy kogoś i ma jakieś nie wiadomo jakie koncerty. Po prostu czasem przed meczem piłkarze muszą się odstresować... a co innego może bardziej uspokajać niż widok ślicznej dziewczyny, która w dodatku pięknie śpiewa? A po za tym kibice też muszą się dobrze czuć. - zakończył Łukasz - a no i oczywiście zapłata też niczego sobie - mówiąc to wyszczerzył swoje białe zęby.
- No dobrze... już ok... zgadzam się, ale z tą piękna dziewczyną daj se spokój -powiedziałam zrezygnowana ale w głębi się trochę cieszyłam że komuś się podoba moje pianie -ale chyba najpierw muszą mnie jakby przesłuchać czy sie nadaje.
- Oto się nie martw - mówiąc to wziął telefon ze stołu i wykręcił szybko jakiś numer.
- No załatwione... - oznajmił - jutro pojedziesz ze mną na trening. Masz jeszcze chwile... no ewentualnie trochę nocy by się zastanowić co zaśpiewasz. Rano pojedziemy i przed treningiem zaśpiewasz coś trenerowi a on zdecyduje.Przygotuj parę piosenek na wszelki wypadek i nuty zgraj na tego pendrive - podał mi małe urządzenie.
- O jenyy... - złapałam się za głowę- to chyba będzie trudniejsze niż mi się wydaje- A co jeśli spanikuje? - zaczęłam się stresować.
- Nie spanikujesz... mogłabyś mieć obawy gdybyś nie umiała śpiewać- odezwała się w końcu Ewa.
- Dziękuje wam, naprawdę - mówiąc to przytuliłam ich.
- No zmykaj już wybierać piosenki, pamiętaj tylko że o ósmej przychodzę Cię obudzić. I masz być wyspana - stwierdził Łukasz.
- Haha, ok paa - pomachałam w ich stronę - do zobaczenia rano.- pożegnałam się. Weszłam do pokoju i zaczęłam przeglądać piosenki.
- Znam ich wiele.... ciężko będzie wybrać- pomyślałam. Postanowiłam wybrać pięć piosenek ale na jutro nastawie budzik wcześniej, wyjdę na dwór i popróbuje ... mówiąc to położyłam głowę na poduszkę i usnęłam momentalnie jak dziecko.
_______________________________________
Było ciężko ale dało radę się napisać :)
Czekamy na komentarze !! :D
niedziela, 25 sierpnia 2013
Rozdział 5.
Dalej nie mogę w to uwierzyć. Ojciec wystawił mnie na pastwę losu,
zrobiłam sobie siarę w pociągu a teraz Ewa Piszczek chce mi pomóc. Czy
to kolejny sen? Nie, chyba i tym razem nie.
Wysłuchała mnie. Powiedziałam jej wszystko, jaki ojciec dla mnie był i co mi się wydarzyło dziś. Mówiłam do niej jak do matki, której tak naprawdę nigdy nie miałam.
- Skarbie nie przejmuj się. - pocieszała mnie, po tym jak jej opowiedziałam.- Pomogę Ci.
- Ale jak by mi chciała Pani pomóc? - zapytałam bez cienia nadziei. - Ja nie chcę się komuś narzucać, wiem przecież że ma Pani córeczkę i to ona potrzebuje Pani bardziej.
- Po pierwsze nie mów do mnie Pani, bo czuje się strasznie staro. Mów mi Ewa, w końcu tak mam na imię. - uśmiechnęła się do mnie. - A po drugie, gdybym nie chciała Ci pomóc z własnej woli, raczej nie przystanęła bym około Ciebie. Po prostu przeszłabym obojętnie.
- Ale ja nie chce Pani...- zastopowałam - Nie chcę Ci zawracać głowy. - powiedziałam po sekundzie namysłu.
- Jak już mówiłam jak bym nie chciała ci pomóc, to nawet bym do Ciebie nie podchodziła - powiedziała definitywnie. - A teraz mam dla Ciebie... - zająkała się.- Jak ty masz właściwie na imię, bo powiedziałaś mi chyba wszystko oprócz swojego imienia.
- Estera. - odpowiedziałam. Faktycznie, gdzie moja kultura. W pierwszej kolejności powinnam się przedstawić.
- Masz niesamowite imię. - powiedziała do mnie.
- Taa... - powiedziałam sarkastycznie - Nie lubię go - dodałam.
- Nieprawda, właśnie takie niespotykane, nie w sposób będzie Cię zapomnieć. - stwierdziła to tak jakby to imię naprawdę, przypadło jej do gustu.- A co do twojej sytuacji, mam propozycje... ale taką nie do odrzucenia - uśmiechnęła się delikatnie ale ton miała dalej poważny.
Hmm co ona mi chce zaproponować, ta to na pewno będzie wynajęcie 5 gwiazdkowego hotelu - zaśmiałam się w duchu.
- Wiec moja propozycja jest taka - zaczęła - Dzisiaj przenocujesz u nas w domu... E, słuchaj mnie do końca. - przerwała i powiedziała gdy zobaczyła że już otwieram usta, aby zaprzeczyć. - A jutro ja i Łukasz znajdziemy Ci miejsce do spania, jakiś hotel czy coś.- skończyła z uśmiechem na twarzy.
- Nie, nie ma mowy- zaprotestowałam - To niedorzeczne bym wam wchodziła na głowę. - powiedziałam poważnie.
- Słuchaj Estera, gdybym stwierdziła że nam "wchodzisz na głowy", to nie zaproponowałabym Ci tego. - powiedziała stanowczo i nieco poważniej ale dalej jej usta składały się w delikatny uśmiech.
- Dziękuje, to naprawdę bardzo miłe ale ja nie...- nie zdążyłam dokończyć bo w zdanie weszła mi Ewa.
- Żadnego ale... powiedziała, wstała i zabrała moją walizkę.
- Co robisz? - spytałam zaskoczona. Faktycznie takiego zachowania się nie spodziewałam.
- No pomagam Ci z walizką...- stwierdziła i ruszyła w stronę wyjścia z parku.
Gdybym to komuś powiedziała, to raczej by mi nie uwierzył. Właśnie Ewa Piszczek proponuje, a raczej każe mi nocować u niej w domu!
-No chodź, bo Łukasz będzie się darł o obiad. - krzyknęła uśmiechnięta.
Nie miałam wyjścia. Wstałam i podbiegłam do Ewy.
- Dziękuje - powiedziałam słodko a zarazem nieśmiałe i patrzyłam przed siebie. Po wyjściu z parku skierowałyśmy się w stronę centrum miasta, aż skręciłyśmy w szerszą uliczkę, która od razu wydawała się cichsza mimo iż samochodów nie brakowało. Z niej wychodziła jeszcze trochę węższa, ale na tyle szeroka ze dwa auta mogły się minąć. Dookoła było dużo domów, ale nie powiem, te domy wyglądały na zadbane i chyba większość należała do ludzi z "większym funduszem". Widać że to jakieś osiedle mieszkalne za centrum Dortmundu.
Szłyśmy dłuższą chwilę. Gdy dotarłyśmy na miejsce moim oczom ukazał się dość duży i zadbany dom.
Szczerzę to spodziewałam się jakiejś willi z basenem, ale wygląda na to że nie wszyscy którzy mają dużo kasy się tym szczycą.
Trochę bałam się reakcji Łukasza na to że jego żona sprowadza obce osoby do domu. Ale moje obawy nie były słuszne gdyż Łukasz wcale nie był zły, przynajmniej na takiego nie wyglądał.
- Cześ Ewuś- pocałował ją na przywitanie - O widzę że jakaś nowa znajoma. - popatrzył na mnie i serdecznie się uśmiechnął. - Łukasz - powiedział i podał mi rękę.
- Estera - odwzajemniłam gest i nieśmiałe się uśmiechnęłam.
- Świetne masz imię- powiedział wyraźnie zafascynowany- mogliśmy tak dać Sarze na imię - odpowiedział żartobliwie i zwrócił się do żony.
Ta tylko popatrzyła na niego z miną pt. " Weź nie filozofuj tylko się czymś zajmij ". Ja dalej stałam w progu i nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić.
- Czemu tak stoisz? - Spytała Ewa, jakby to że obca osoba jest u niej było czymś normalnym - Siadaj i rozgość się. Zrób sobie kawę, herbatę czy co tam chcesz a ja zaraz podam obiad - powiedziała miło.
- Nie dziękuje - odpowiedziałam skromnie.
- Weź się nie krępuj, dziś jesteś pod naszą opieką wiec oficjalnie jesteś dziś członkiem rodziny więc wolno Ci dokładnie to samo co nam - stwierdził Łukasz bez zastanowienia.
Jezu jacy oni są mili. Zazdroszczę tej jej córeczce, ma naprawdę wspaniałą rodzinę. Ja dla mojego dziecka tez będę taka. Nie pozwolę by wychowywało się w takiej atmosferze i z taką matką jak ja miałam.
Z przemyśleń wyrwał mnie głos Łukasza, schodzącego właśnie z góry.
- A tak właściwie to co Cię do nas sprowadza? - zapytał i się uśmiechnął milutko. W jego słowach nie było ani odrobiny zażenowania czy wścibskości.
- Łukasz nie męcz jej, dużo dziś przeżyła, dajmy jej najpierw spokojnie coś zjeść i odpocząć- powiedziała Ewa stanowczo
- Nie spokojnie, nic się nie stało - zapewniałam
- Nie nie... to przepraszam, - powiedział Łukasz zwracając się do mnie - Masz racje jeśli to coś poważnego to niech najpierw ochłonie - te słowa kierował chyba do Ewy.
- Nie przepraszaj - powiedziałam krótko. Podczas obiadu Ewa i Łukasz wymieniali pojedyncze słowa, do siebie. Nie słyszałam o czym mówią dokładnie ale chyba coś o meczu. Na obiad Ewa zrobiła ryż z warzywami i kurczakiem. Nałożyła mi dość dużo, smakowało mi ale od czasów choroby nie jem tak dużo. Chyba zauważyli mój lekki nie smak.
- Coś się stało Esterko, nie smakuje Ci ? - spytała z troską Ewa.
- Nie nie, jest pyszne, po prostu...- nie dokończyłam zdania bo poczułam jak zbiera mi się na wymioty. Wstałam szybko od stało i wystrzeliłam jak z procy do łazienki.
Gdy wróciłam byłam cała blada. Ewa aż wstała i podbiegła do mnie. Chwyciła mnie za ramiona i spojrzała w oczy.
- Skarbie, co się dzieje ? - zapytała zaniepokojona.
- Nie nie nic to chyba tylko lekka niestrawność- powiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy.
- Estera, nam możesz powiedzieć prawdę, nie denerwuj się.- odpowiedzialny również zmartwiony sytuacją Łukasz.
Z powrotem usiadłam na krześle.
- Chyba nie mam wyjścia - powiedziałam cicho, ale oni to usłyszeli.
- Naprawdę nam możesz zaufać - zapewniała Ewa.
- Bo... - zaczęłam - ja miałam kiedyś anoreksje. Głodziłam się, prowokowałam wymioty. Były ze mną straszne problemy. Źle się czułam w swoim ciele. Wylądowałam na jakiś czas nawet w psychiatryku. Wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili. Nikt nie chciał się zadawać z takim szkieletem, nawet przez jakiś czas mój ojciec nie chciał się ze mną pokazywać na ulicy- mówiąc to czułam jak łzy napływają mi do oczu.
Na chwile zastała cisza. W końcu Ewa wstała i mnie przytuliła.
- Nie wiedziałam że tyle przeszłaś, przykro mi że poruszyłam ten temat - powiedziała dalej mnie tuląc
- Nic się nie stało, prędzej czy później ktoś by i tak mnie zapytał czemu taka chuda jestem, tak naprawdę to nie chciałam żeby kto ktokolwiek wiedział, bałam się że wszyscy będą reagować tak jak moi znajomi. - to mówiąc znów puściła mi się łza.
- Nie martw się, nie zostawimy Cię, u nas zawsze możesz liczyć na wsparcie - to mówiąc popatrzyła mi w oczy. - Zawsze- powtórzyła.
- Dziękuje - odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.
Nie wiem czemu to zrobiłam, przecież była mi zupełnie obca, nie znałam ich wcale, mimo to czułam że są godni zaufania.
- Musisz się uspokoić - powiedziała - ja proponuje żebyś poszła się zdrzemnąć.
- Nie,nie ...- zaprzeczyłam - dam sobie radę - mówiłam ocierając łzy - pomogę Ci zmywać naczynia.
- Nie skarbie, ja sobie poradzę - dalej stała przy swoim - Idź pokaż jej pokój w którym będzie spała - te słowa skierowała do męża - pamiętaj jakby coś Cię męczyło od razu przychodź do mnie - znów zwróciła się do mnie i lekko uśmiechnęła. Jej uśmiech był szczery, naprawdę szczery. Dawno nikt mnie nie obdarował takim. No chyba że Tamara. Tak, Tamara też jest wspaniałą przyjaciółką.
- Naprawdę Ci dziękuje - w końcu się odezwałam i podążyłam schodami za Łukaszem.
Zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami na końcu górnego korytarza. Gdy Łukasz otworzył drzwi moim oczom ukazał się piękny pokój.
Mimo iż pomieszczenie nie było duże, to wyglądało jak z bajki. Liliowo-białe ściany z namalowanym kwiatem i białe meble składały się w jedną piękną całość.
- Oto twój tymczasowy nowy pokój - stwierdził Łukasz i uśmiechnął się szeroko.
- Jak to tymczasowy? -zapytałam lekko zdziwiona.- Ewa mówiła że jutro znajdzie mi jakiś hotel - zainteresowałam się.
- Tak miało być, ale Ewa naprawdę się tobą przejęła i na pewno chciałaby byś została na trochę dłużej. - odpowiedział z uśmiechem. - Z resztą też chcę żebyś sobie u nas pomieszkała.
- Przestań. Przecież tak nie mogę, Tak nagle się zjawiałam i wpieprzyłam do waszego domu - powiedziałam lekko rozżalona z poczuciem winy.
- Ewa i ja Ci nie damy tak szybko odejść. Jesteś tu sama. Sama w obcym mieście. A po za tym z tego co mi Ewa mówiła to twój tata ... no wiesz - powiedział nieśmiało, jakby nie chciał o tym rozmawiać.
- Oszukał mnie,wiem ... ale to nie zmienia faktu że nie mogę was naciągać na koszty związane z moim pobytem tu.
- O kasę to ty się nie martw. - powiedział stanowczo - Gdy będziesz nas miała dość to poszukamy Ci jakiegoś hotelu. - uśmiechnął się - A teraz rozgość się. - pokazał ręką na pokój.
- Jezu nie wiem co powiedzieć. Jesteście kochani. Ja nie wiem jak się odwdzięczę. - powiedziałam i go przytuliłam.
- Nie odwdzięczaj się, mała.
Gdy Łukasz zamknął do pokoju drzwi, usiadłam na łóżku i rozglądałam się.
- To niesamowite, ze to akurat mi się przydarzyło. A może to tylko mi się...- przemyślenia przerwał mi Łukasz pukający do drzwi.
- Zapomniałem ci powiedzieć o osiemnastej jest kolacja. Łazienka to pierwsze drzwi po prawej jak wyjdziesz z pokoju. - uśmiechnął się i wyszedł.
- Może to tylko sen z którego się wybudzę za chwilę - dokończyłam swoją myśl - Ech, oby nie - pocieszałam się w duchu.
Postanowiłam się rozpakować. Wszystkie ubrania, starannie powkładałam do różnych półek wielkiej białej szafy. Na wieszak powiesiłam kurtkę i swetry. Buty ułożyłam pod wieszakami. Wyjęłam laptopa z mojej torby i odłożyłam je na biurko, stojące obok łóżka. Była tam nawet specjalna szuflada. Jezu ten pokój jest piękny. Mam nawet wielkie lustro w ramce pod kolor ścian. Jedyne co mnie zastanawiało to, to czemu łóżko jest dwuosobowe. No nic mniejsza z tym.
Przechodząc kolejny raz koło okna postanowiłam w nie zajrzeć. Wcześniej mi jakoś to do głowy nie przyszło. O rany... miałam widok na Park w Dortmundzie który był jakieś osiemset metrów dalej od domu. Wydaje mi się że to nie ten sam park, z którego zgarnęła mnie pod swój dach Ewa.
Ostatnią z rzeczy do rozpakowania była kosmetyczka. Była mała, więc nie dużo było do rozpakowania. No ale po co mi więcej rzeczy, skoro miałam tylko na tydzień jechać.
- Pociąg do domu mam chyba za 8 dni.- zamyśliłam się - Haha na pewno teraz wrócę do domu - pomyślałam sarkastycznie.
Po tym co mi ojciec zrobił nie chce go nawet znać. Jak on mógł? Jeśli mnie nie chciał wystarczyło mi powiedzieć to bym się wyprowadziła do jakiegoś bloku czy czegoś, a nie wywozić mnie 1600km od domu. W końcu się opamiętałam. Zgarnęłam kosmetyki i poszłam je powstawiać na półkę w łazience. Otworzyłam drzwi i ujrzałam piękne wnętrze :
Rozłożyłam kosmetyki na pustym miejscu i wróciłam do pokoju. Włączyłam Mac'a i usiadłam na łóżku. Oglądałam strony z ubraniami.. Siedziałam tak mniej więcej z godzinę. Gdy spojrzałam na zegarek była godzina 17:40.
- Zaraz jest kolacja. - przypomniało mi się - Mam nadzieje że nie zwymiotuje tak jak przy obiedzie. Niezły wstyd sobie narobiłam.
Leżałam tak na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Nagle rzuciło mi się w oczy małe drewniane pudełeczko z głośnikiem i paroma guzikami. Podeszłam do biurka na którym stał tajemniczy przedmiot. Nacisnęłam jeden z guzików i usłyszałam muzykę.
- Tak to chyba radio - pomyślałam. Właśnie leciała piosenka którą bardzo lubiłam : Marina and The Diamonds - How To Be a Heartbreaker. I zaczęłam swój koncert. Od zawsze lubiłam śpiewać, mimo iż wychodziło mi to całkiem nieźle, nikomu się do tego nie przyznałam. Umiem wyciągać, rapować. Radziłam sobie z większością piosenek, ale za jakąś piosenkarkę się nie uważałam, bez przesady.
"... How To Be Heartbreaaker..., boys like a little danger ..."
W tym momencie ktoś zapukał mi do pokoju. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Proszę - powiedziałam.
w drzwiach zobaczyłam Ewę.
- Jak się czujesz ? - zapytała troskliwie
- Wiesz jakoś o wiele lepiej - powiedziałam z uśmiechem. Tak naprawdę to ta piosenka mi poprawiła humor. Matko... mam nadzieje że nie słyszała że śpiewam.
- To super, a teraz choć na kolacje - uśmiechnęła się życzliwie i przywołała gestem reki. Od razu za nią ruszyłam. Przy stole siedział już Łukasz i Sara.
- Mamusiu, kto to jest ? - Sara wskazała na mnie.
- To jest Estera. - odpowiedziała jej Ewa. Sara była uderzająco podobna do Łukasza ale kolor włosów miała po Ewie.
- Hej - podeszłam do niej i się przywitałam.
- Cześć Esterka, jestem Sara - podała mi rękę. W ogóle się mnie nie bała, była odważna i otwarta, jak Ewa.
- Masz prześliczne imię. - powiedziałam.
- A ty masz dziwne. - stwierdziła i się uśmiechnęła słodko. Wszyscy się zaczęli śmiać, bo mała powiedziała to naprawdę słodziutko, że nie dało się na nią za to obrazić.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęliśmy konsumować kolacje.
- Mam pomysł- nagle wypaliła Ewa - Co ty na to byśmy przeszły się na małe zakupy po kolacji? - zapytała.
- A nie jest trochę za późno? - zdziwiłam się.
- No coś ty, w takie upalne dni jak dziś, chodzi się na tego typu rzeczy wieczorami. - powiedziała lekko zaskoczona moją odpowiedzią.
- No ok, jak chcesz...to ja bardzo chętnie pójdę - uśmiechnęłam się do niej. Co prawda nie byłam do końca przekonana, pomysłem Ewy ale czemu nie.
- No to super - powiedziała wyraźnie ucieszona moją odpowiedzią. - No to za piętnaście minut w kuchni, ok? Mamy godzinę 18:30, pasuje Ci?
- Jasne.
Po zjedzeniu zostałam na minute by pomóc Ewie znosić talerze i poszłam się przebrać na górę. Otworzyłam szafę w swoim pokoju i zaczęłam się zastanawiać, co założyć. Zdecydowałam się na coś letniego. Mimo iż jest wieczór to jest 25 stopni.
Po przebraniu, zaczęłam dokładnie się oglądać w lustrze. Tak szczerze to chyba nie powinnam nosić rzeczy które odsłaniały moje chude nogi. No trudno, jest gorąco, więc nie będę się smażyć w rurkach. Zamknęłam szafę, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Ewa już czekała na mnie.
- Śliczne masz spodenki. - zwróciła mi uwagę.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Dobra to co, idziemy? - spytała i wskazała na drzwi
- Jasne, ale idziemy czy jedziemy ? - zapytałam niepewnie
- Przejdziemy się na nogach, nie daleko, zresztą sama wiesz ze stąd to centrum jest dziesięć minut.
Pokiwałam głową i ruszyłyśmy.
- Chcesz iść przez park czy ulicami ?- spytała Ewa.
- Obojętne mi to - odpowiedziałam.
- To pójdziemy przez park. Będzie trochę ciszej.
Szłyśmy przez dość spory park, na który mam wgląd z okna. Szło mnóstwo ludzi. Ewa miała racje, o tej porze w takie dni jest największy ruch. Nagle zorientowałam się, że przed nami ktoś biegnie. Dość wysoki blondyn, z daleka uśmiechnął się do nas. Popatrzyłam na Ewe, nie wiedząc zbytnio kto to. Ona również się do niego uśmiechnęła. Gdy postać się trochę zbliżyła chyba powoli zaczęłam kojarzyć kto t ... ale chyba, chyba nie jest aż tak źle z moim wzrokiem... przecież to...
_____________________
No to piąteczka :) Mamy nadzieję że się wam podoba :)
Liczymy na pozytywne komentarze :*
Wysłuchała mnie. Powiedziałam jej wszystko, jaki ojciec dla mnie był i co mi się wydarzyło dziś. Mówiłam do niej jak do matki, której tak naprawdę nigdy nie miałam.
- Skarbie nie przejmuj się. - pocieszała mnie, po tym jak jej opowiedziałam.- Pomogę Ci.
- Ale jak by mi chciała Pani pomóc? - zapytałam bez cienia nadziei. - Ja nie chcę się komuś narzucać, wiem przecież że ma Pani córeczkę i to ona potrzebuje Pani bardziej.
- Po pierwsze nie mów do mnie Pani, bo czuje się strasznie staro. Mów mi Ewa, w końcu tak mam na imię. - uśmiechnęła się do mnie. - A po drugie, gdybym nie chciała Ci pomóc z własnej woli, raczej nie przystanęła bym około Ciebie. Po prostu przeszłabym obojętnie.
- Ale ja nie chce Pani...- zastopowałam - Nie chcę Ci zawracać głowy. - powiedziałam po sekundzie namysłu.
- Jak już mówiłam jak bym nie chciała ci pomóc, to nawet bym do Ciebie nie podchodziła - powiedziała definitywnie. - A teraz mam dla Ciebie... - zająkała się.- Jak ty masz właściwie na imię, bo powiedziałaś mi chyba wszystko oprócz swojego imienia.
- Estera. - odpowiedziałam. Faktycznie, gdzie moja kultura. W pierwszej kolejności powinnam się przedstawić.
- Masz niesamowite imię. - powiedziała do mnie.
- Taa... - powiedziałam sarkastycznie - Nie lubię go - dodałam.
- Nieprawda, właśnie takie niespotykane, nie w sposób będzie Cię zapomnieć. - stwierdziła to tak jakby to imię naprawdę, przypadło jej do gustu.- A co do twojej sytuacji, mam propozycje... ale taką nie do odrzucenia - uśmiechnęła się delikatnie ale ton miała dalej poważny.
Hmm co ona mi chce zaproponować, ta to na pewno będzie wynajęcie 5 gwiazdkowego hotelu - zaśmiałam się w duchu.
- Wiec moja propozycja jest taka - zaczęła - Dzisiaj przenocujesz u nas w domu... E, słuchaj mnie do końca. - przerwała i powiedziała gdy zobaczyła że już otwieram usta, aby zaprzeczyć. - A jutro ja i Łukasz znajdziemy Ci miejsce do spania, jakiś hotel czy coś.- skończyła z uśmiechem na twarzy.
- Nie, nie ma mowy- zaprotestowałam - To niedorzeczne bym wam wchodziła na głowę. - powiedziałam poważnie.
- Słuchaj Estera, gdybym stwierdziła że nam "wchodzisz na głowy", to nie zaproponowałabym Ci tego. - powiedziała stanowczo i nieco poważniej ale dalej jej usta składały się w delikatny uśmiech.
- Dziękuje, to naprawdę bardzo miłe ale ja nie...- nie zdążyłam dokończyć bo w zdanie weszła mi Ewa.
- Żadnego ale... powiedziała, wstała i zabrała moją walizkę.
- Co robisz? - spytałam zaskoczona. Faktycznie takiego zachowania się nie spodziewałam.
- No pomagam Ci z walizką...- stwierdziła i ruszyła w stronę wyjścia z parku.
Gdybym to komuś powiedziała, to raczej by mi nie uwierzył. Właśnie Ewa Piszczek proponuje, a raczej każe mi nocować u niej w domu!
-No chodź, bo Łukasz będzie się darł o obiad. - krzyknęła uśmiechnięta.
Nie miałam wyjścia. Wstałam i podbiegłam do Ewy.
- Dziękuje - powiedziałam słodko a zarazem nieśmiałe i patrzyłam przed siebie. Po wyjściu z parku skierowałyśmy się w stronę centrum miasta, aż skręciłyśmy w szerszą uliczkę, która od razu wydawała się cichsza mimo iż samochodów nie brakowało. Z niej wychodziła jeszcze trochę węższa, ale na tyle szeroka ze dwa auta mogły się minąć. Dookoła było dużo domów, ale nie powiem, te domy wyglądały na zadbane i chyba większość należała do ludzi z "większym funduszem". Widać że to jakieś osiedle mieszkalne za centrum Dortmundu.
Szłyśmy dłuższą chwilę. Gdy dotarłyśmy na miejsce moim oczom ukazał się dość duży i zadbany dom.
Szczerzę to spodziewałam się jakiejś willi z basenem, ale wygląda na to że nie wszyscy którzy mają dużo kasy się tym szczycą.
Trochę bałam się reakcji Łukasza na to że jego żona sprowadza obce osoby do domu. Ale moje obawy nie były słuszne gdyż Łukasz wcale nie był zły, przynajmniej na takiego nie wyglądał.
- Cześ Ewuś- pocałował ją na przywitanie - O widzę że jakaś nowa znajoma. - popatrzył na mnie i serdecznie się uśmiechnął. - Łukasz - powiedział i podał mi rękę.
- Estera - odwzajemniłam gest i nieśmiałe się uśmiechnęłam.
- Świetne masz imię- powiedział wyraźnie zafascynowany- mogliśmy tak dać Sarze na imię - odpowiedział żartobliwie i zwrócił się do żony.
Ta tylko popatrzyła na niego z miną pt. " Weź nie filozofuj tylko się czymś zajmij ". Ja dalej stałam w progu i nie wiedziałam za bardzo co mam zrobić.
- Czemu tak stoisz? - Spytała Ewa, jakby to że obca osoba jest u niej było czymś normalnym - Siadaj i rozgość się. Zrób sobie kawę, herbatę czy co tam chcesz a ja zaraz podam obiad - powiedziała miło.
- Nie dziękuje - odpowiedziałam skromnie.
- Weź się nie krępuj, dziś jesteś pod naszą opieką wiec oficjalnie jesteś dziś członkiem rodziny więc wolno Ci dokładnie to samo co nam - stwierdził Łukasz bez zastanowienia.
Jezu jacy oni są mili. Zazdroszczę tej jej córeczce, ma naprawdę wspaniałą rodzinę. Ja dla mojego dziecka tez będę taka. Nie pozwolę by wychowywało się w takiej atmosferze i z taką matką jak ja miałam.
Z przemyśleń wyrwał mnie głos Łukasza, schodzącego właśnie z góry.
- A tak właściwie to co Cię do nas sprowadza? - zapytał i się uśmiechnął milutko. W jego słowach nie było ani odrobiny zażenowania czy wścibskości.
- Łukasz nie męcz jej, dużo dziś przeżyła, dajmy jej najpierw spokojnie coś zjeść i odpocząć- powiedziała Ewa stanowczo
- Nie spokojnie, nic się nie stało - zapewniałam
- Nie nie... to przepraszam, - powiedział Łukasz zwracając się do mnie - Masz racje jeśli to coś poważnego to niech najpierw ochłonie - te słowa kierował chyba do Ewy.
- Nie przepraszaj - powiedziałam krótko. Podczas obiadu Ewa i Łukasz wymieniali pojedyncze słowa, do siebie. Nie słyszałam o czym mówią dokładnie ale chyba coś o meczu. Na obiad Ewa zrobiła ryż z warzywami i kurczakiem. Nałożyła mi dość dużo, smakowało mi ale od czasów choroby nie jem tak dużo. Chyba zauważyli mój lekki nie smak.
- Coś się stało Esterko, nie smakuje Ci ? - spytała z troską Ewa.
- Nie nie, jest pyszne, po prostu...- nie dokończyłam zdania bo poczułam jak zbiera mi się na wymioty. Wstałam szybko od stało i wystrzeliłam jak z procy do łazienki.
Gdy wróciłam byłam cała blada. Ewa aż wstała i podbiegła do mnie. Chwyciła mnie za ramiona i spojrzała w oczy.
- Skarbie, co się dzieje ? - zapytała zaniepokojona.
- Nie nie nic to chyba tylko lekka niestrawność- powiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy.
- Estera, nam możesz powiedzieć prawdę, nie denerwuj się.- odpowiedzialny również zmartwiony sytuacją Łukasz.
Z powrotem usiadłam na krześle.
- Chyba nie mam wyjścia - powiedziałam cicho, ale oni to usłyszeli.
- Naprawdę nam możesz zaufać - zapewniała Ewa.
- Bo... - zaczęłam - ja miałam kiedyś anoreksje. Głodziłam się, prowokowałam wymioty. Były ze mną straszne problemy. Źle się czułam w swoim ciele. Wylądowałam na jakiś czas nawet w psychiatryku. Wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili. Nikt nie chciał się zadawać z takim szkieletem, nawet przez jakiś czas mój ojciec nie chciał się ze mną pokazywać na ulicy- mówiąc to czułam jak łzy napływają mi do oczu.
Na chwile zastała cisza. W końcu Ewa wstała i mnie przytuliła.
- Nie wiedziałam że tyle przeszłaś, przykro mi że poruszyłam ten temat - powiedziała dalej mnie tuląc
- Nic się nie stało, prędzej czy później ktoś by i tak mnie zapytał czemu taka chuda jestem, tak naprawdę to nie chciałam żeby kto ktokolwiek wiedział, bałam się że wszyscy będą reagować tak jak moi znajomi. - to mówiąc znów puściła mi się łza.
- Nie martw się, nie zostawimy Cię, u nas zawsze możesz liczyć na wsparcie - to mówiąc popatrzyła mi w oczy. - Zawsze- powtórzyła.
- Dziękuje - odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.
Nie wiem czemu to zrobiłam, przecież była mi zupełnie obca, nie znałam ich wcale, mimo to czułam że są godni zaufania.
- Musisz się uspokoić - powiedziała - ja proponuje żebyś poszła się zdrzemnąć.
- Nie,nie ...- zaprzeczyłam - dam sobie radę - mówiłam ocierając łzy - pomogę Ci zmywać naczynia.
- Nie skarbie, ja sobie poradzę - dalej stała przy swoim - Idź pokaż jej pokój w którym będzie spała - te słowa skierowała do męża - pamiętaj jakby coś Cię męczyło od razu przychodź do mnie - znów zwróciła się do mnie i lekko uśmiechnęła. Jej uśmiech był szczery, naprawdę szczery. Dawno nikt mnie nie obdarował takim. No chyba że Tamara. Tak, Tamara też jest wspaniałą przyjaciółką.
- Naprawdę Ci dziękuje - w końcu się odezwałam i podążyłam schodami za Łukaszem.
Zatrzymaliśmy się przed białymi drzwiami na końcu górnego korytarza. Gdy Łukasz otworzył drzwi moim oczom ukazał się piękny pokój.
Mimo iż pomieszczenie nie było duże, to wyglądało jak z bajki. Liliowo-białe ściany z namalowanym kwiatem i białe meble składały się w jedną piękną całość.
- Oto twój tymczasowy nowy pokój - stwierdził Łukasz i uśmiechnął się szeroko.
- Jak to tymczasowy? -zapytałam lekko zdziwiona.- Ewa mówiła że jutro znajdzie mi jakiś hotel - zainteresowałam się.
- Tak miało być, ale Ewa naprawdę się tobą przejęła i na pewno chciałaby byś została na trochę dłużej. - odpowiedział z uśmiechem. - Z resztą też chcę żebyś sobie u nas pomieszkała.
- Przestań. Przecież tak nie mogę, Tak nagle się zjawiałam i wpieprzyłam do waszego domu - powiedziałam lekko rozżalona z poczuciem winy.
- Ewa i ja Ci nie damy tak szybko odejść. Jesteś tu sama. Sama w obcym mieście. A po za tym z tego co mi Ewa mówiła to twój tata ... no wiesz - powiedział nieśmiało, jakby nie chciał o tym rozmawiać.
- Oszukał mnie,wiem ... ale to nie zmienia faktu że nie mogę was naciągać na koszty związane z moim pobytem tu.
- O kasę to ty się nie martw. - powiedział stanowczo - Gdy będziesz nas miała dość to poszukamy Ci jakiegoś hotelu. - uśmiechnął się - A teraz rozgość się. - pokazał ręką na pokój.
- Jezu nie wiem co powiedzieć. Jesteście kochani. Ja nie wiem jak się odwdzięczę. - powiedziałam i go przytuliłam.
- Nie odwdzięczaj się, mała.
Gdy Łukasz zamknął do pokoju drzwi, usiadłam na łóżku i rozglądałam się.
- To niesamowite, ze to akurat mi się przydarzyło. A może to tylko mi się...- przemyślenia przerwał mi Łukasz pukający do drzwi.
- Zapomniałem ci powiedzieć o osiemnastej jest kolacja. Łazienka to pierwsze drzwi po prawej jak wyjdziesz z pokoju. - uśmiechnął się i wyszedł.
- Może to tylko sen z którego się wybudzę za chwilę - dokończyłam swoją myśl - Ech, oby nie - pocieszałam się w duchu.
Postanowiłam się rozpakować. Wszystkie ubrania, starannie powkładałam do różnych półek wielkiej białej szafy. Na wieszak powiesiłam kurtkę i swetry. Buty ułożyłam pod wieszakami. Wyjęłam laptopa z mojej torby i odłożyłam je na biurko, stojące obok łóżka. Była tam nawet specjalna szuflada. Jezu ten pokój jest piękny. Mam nawet wielkie lustro w ramce pod kolor ścian. Jedyne co mnie zastanawiało to, to czemu łóżko jest dwuosobowe. No nic mniejsza z tym.
Przechodząc kolejny raz koło okna postanowiłam w nie zajrzeć. Wcześniej mi jakoś to do głowy nie przyszło. O rany... miałam widok na Park w Dortmundzie który był jakieś osiemset metrów dalej od domu. Wydaje mi się że to nie ten sam park, z którego zgarnęła mnie pod swój dach Ewa.
Ostatnią z rzeczy do rozpakowania była kosmetyczka. Była mała, więc nie dużo było do rozpakowania. No ale po co mi więcej rzeczy, skoro miałam tylko na tydzień jechać.
- Pociąg do domu mam chyba za 8 dni.- zamyśliłam się - Haha na pewno teraz wrócę do domu - pomyślałam sarkastycznie.
Po tym co mi ojciec zrobił nie chce go nawet znać. Jak on mógł? Jeśli mnie nie chciał wystarczyło mi powiedzieć to bym się wyprowadziła do jakiegoś bloku czy czegoś, a nie wywozić mnie 1600km od domu. W końcu się opamiętałam. Zgarnęłam kosmetyki i poszłam je powstawiać na półkę w łazience. Otworzyłam drzwi i ujrzałam piękne wnętrze :
Rozłożyłam kosmetyki na pustym miejscu i wróciłam do pokoju. Włączyłam Mac'a i usiadłam na łóżku. Oglądałam strony z ubraniami.. Siedziałam tak mniej więcej z godzinę. Gdy spojrzałam na zegarek była godzina 17:40.
- Zaraz jest kolacja. - przypomniało mi się - Mam nadzieje że nie zwymiotuje tak jak przy obiedzie. Niezły wstyd sobie narobiłam.
Leżałam tak na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Nagle rzuciło mi się w oczy małe drewniane pudełeczko z głośnikiem i paroma guzikami. Podeszłam do biurka na którym stał tajemniczy przedmiot. Nacisnęłam jeden z guzików i usłyszałam muzykę.
- Tak to chyba radio - pomyślałam. Właśnie leciała piosenka którą bardzo lubiłam : Marina and The Diamonds - How To Be a Heartbreaker. I zaczęłam swój koncert. Od zawsze lubiłam śpiewać, mimo iż wychodziło mi to całkiem nieźle, nikomu się do tego nie przyznałam. Umiem wyciągać, rapować. Radziłam sobie z większością piosenek, ale za jakąś piosenkarkę się nie uważałam, bez przesady.
"... How To Be Heartbreaaker..., boys like a little danger ..."
W tym momencie ktoś zapukał mi do pokoju. Szybko wyłączyłam muzykę.
- Proszę - powiedziałam.
w drzwiach zobaczyłam Ewę.
- Jak się czujesz ? - zapytała troskliwie
- Wiesz jakoś o wiele lepiej - powiedziałam z uśmiechem. Tak naprawdę to ta piosenka mi poprawiła humor. Matko... mam nadzieje że nie słyszała że śpiewam.
- To super, a teraz choć na kolacje - uśmiechnęła się życzliwie i przywołała gestem reki. Od razu za nią ruszyłam. Przy stole siedział już Łukasz i Sara.
- Mamusiu, kto to jest ? - Sara wskazała na mnie.
- To jest Estera. - odpowiedziała jej Ewa. Sara była uderzająco podobna do Łukasza ale kolor włosów miała po Ewie.
- Hej - podeszłam do niej i się przywitałam.
- Cześć Esterka, jestem Sara - podała mi rękę. W ogóle się mnie nie bała, była odważna i otwarta, jak Ewa.
- Masz prześliczne imię. - powiedziałam.
- A ty masz dziwne. - stwierdziła i się uśmiechnęła słodko. Wszyscy się zaczęli śmiać, bo mała powiedziała to naprawdę słodziutko, że nie dało się na nią za to obrazić.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęliśmy konsumować kolacje.
- Mam pomysł- nagle wypaliła Ewa - Co ty na to byśmy przeszły się na małe zakupy po kolacji? - zapytała.
- A nie jest trochę za późno? - zdziwiłam się.
- No coś ty, w takie upalne dni jak dziś, chodzi się na tego typu rzeczy wieczorami. - powiedziała lekko zaskoczona moją odpowiedzią.
- No ok, jak chcesz...to ja bardzo chętnie pójdę - uśmiechnęłam się do niej. Co prawda nie byłam do końca przekonana, pomysłem Ewy ale czemu nie.
- No to super - powiedziała wyraźnie ucieszona moją odpowiedzią. - No to za piętnaście minut w kuchni, ok? Mamy godzinę 18:30, pasuje Ci?
- Jasne.
Po zjedzeniu zostałam na minute by pomóc Ewie znosić talerze i poszłam się przebrać na górę. Otworzyłam szafę w swoim pokoju i zaczęłam się zastanawiać, co założyć. Zdecydowałam się na coś letniego. Mimo iż jest wieczór to jest 25 stopni.
Po przebraniu, zaczęłam dokładnie się oglądać w lustrze. Tak szczerze to chyba nie powinnam nosić rzeczy które odsłaniały moje chude nogi. No trudno, jest gorąco, więc nie będę się smażyć w rurkach. Zamknęłam szafę, wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Ewa już czekała na mnie.
- Śliczne masz spodenki. - zwróciła mi uwagę.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się.
- Dobra to co, idziemy? - spytała i wskazała na drzwi
- Jasne, ale idziemy czy jedziemy ? - zapytałam niepewnie
- Przejdziemy się na nogach, nie daleko, zresztą sama wiesz ze stąd to centrum jest dziesięć minut.
Pokiwałam głową i ruszyłyśmy.
- Chcesz iść przez park czy ulicami ?- spytała Ewa.
- Obojętne mi to - odpowiedziałam.
- To pójdziemy przez park. Będzie trochę ciszej.
Szłyśmy przez dość spory park, na który mam wgląd z okna. Szło mnóstwo ludzi. Ewa miała racje, o tej porze w takie dni jest największy ruch. Nagle zorientowałam się, że przed nami ktoś biegnie. Dość wysoki blondyn, z daleka uśmiechnął się do nas. Popatrzyłam na Ewe, nie wiedząc zbytnio kto to. Ona również się do niego uśmiechnęła. Gdy postać się trochę zbliżyła chyba powoli zaczęłam kojarzyć kto t ... ale chyba, chyba nie jest aż tak źle z moim wzrokiem... przecież to...
_____________________
No to piąteczka :) Mamy nadzieję że się wam podoba :)
Liczymy na pozytywne komentarze :*
sobota, 24 sierpnia 2013
Rozdział 4.
Słyszałam szumy, rozmowy ludzi. Ale szczególnie głośno rozmawiał jakiś pan przede mną.
- Tak skarbie, zaraz pojedziemy do Dortmundu, czekaj na stacji.
Poderwałam się z miejsca.
Jaki Dortmund?! O co chodzi?!
- Nie, nie do Dortmundu! Ja się miałam zatrzymać w Paderborn!- zaczęłam krzyczeć na cały pociąg. Byłam tak zestresowana i spaniczała że nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy się na mnie patrzyli.- Proszę zawróćcie! - krzyczałam. Jakaś pani zaczęła mnie głaskać po ramieniu i uspokajać. Ale ja nie dałam rady się uspokoić. Nagle otworzyłam oczy i podskoczyłam na siedzeniu jak opatrzona. Miałam przyspieszony oddech. Zaczęłam się rozglądać po pociągu.
- Spokojnie. Jesteś w pociągu. Zaraz dotrzesz do Paderborn. To tylko sen. - mówiłam do siebie i starałam się uspokoić. Przesiadłam się miejsce obok, pod okno. Odwróciłam się w stronę szyby i oparłam o nią głowę. Patrzyłam na mijające drzewa, pola, pojedyncze domy. Usłyszałam kobiecy głos za sobą. To chyba personel pociągu. Kobieta stała w przejściu pomiędzy prawymi siedzeniami a lewymi i wygłaszała informacje.
- Drodzy pasażerowie, chciałam tylko poinformować że za 10 minut dojedziemy do stacji. - gdy skończyła mówić, uśmiechnęła się serdecznie, odwróciła się na i poszła w kierunku kabiny konduktora. Ja ponownie przykleiłam głowę do szyby. Zobaczyłam tabliczkę z napisami ; "Willkommen in Dortmund" i przeżyłam szok.
- O nie. Czyli to nie był sen. Naprawdę przespałam stacje w Paderborn - zaczęłam coraz bardziej panicznie powtarzać w myślach. Znów zaczęłam ciężko i szybko oddychać. Poczułam jak robi mi się gorąco. Szybko wstałam z miejsca, wbiegłam na przejście między siedzeniami i pobiegłam w stronę, w którą chwile temu personelka po wygłoszeniu swojej przemowy się skierowała. Chciałam to jak najszybciej wyjaśnić. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, w sumie to się nie dziwie, wystrzeliłam jak z procy, byłam cala blada i coś majaczyłam. Gdy wpadłam do pomieszczenia konduktora zastałam całą załogę pociągu.
- Przepraszam Panią, ale tu nie wolno wchodzić - odezwała się ta sama kobieta która wygłaszała informacje.
- A co mnie to obchodzi?! - krzyknęłam.
- Bo będziemy musieli siłą Panią wyprowadzić - tym razem odezwał się inny mężczyzna.
- Przepraszam... ja... po prostu... - cały czas się zacinałam. Czułam jak panika wzrasta. Z tego stresu, kolana mi się ugięły, upadłam na podłogę i wybuchłam płaczem.
- Proszę Pani, wszystko w porządku? - wstała i podbiegła do mnie jakaś inna kobieta. - Proszę się uspokoić, i powiedzieć o co chodzi. - mówiła spokojnie, ale słychać było nutę przerażenia.
- Bo ja...- pociągnęłam nosem- Ja miałam wysiąść stacje wcześniej! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Zaczęłam wycierać łzy, dalej siedząc na podłodze.
- Ale to nie możliwe, ponieważ to jest pociąg bezpośrednio jadący z Warszawy do Dortmundu, bez żadnych przesiadek i wysiadek w innych miejscowościach. - odpowiedziała lekko zdziwiona, moją wypowiedzią.
- Co?! Ale jak to? - wstałam z podłogi i patrzyłam na kobietę z niedowierzaniem.
- Pociąg jadący również do Dortmundu ale z przesiadkami wyjechał dziś o 6.45. - odezwał się jakiś inny mężczyzna siedzący obok konduktora.
- Nie, nie, nie! To nie możliwe, przecież tata dawał mi.... że w... - przez te emocje znów się rozpłakałam - dostałam bilet do Paderbornu, Na sto procent... przecież to nie możliwe by tata mnie ... - urwał mi się głos. Byłam załamana i zalana łzami.
- Przykro mi ale to już musi Pani wyjaśnić ze swoim tatą, w tej sprawie nie możemy pomóc.- powiedziała smutno kobieta, która próbowała mnie uspokoić. - Coś jeszcze możemy dla Pani zrobić? Dać leki uspokajające? - zapytała już spokojniej ale ciągle z delikatnie przestraszoną miną.
- N... nie. Dziękuje - powiedziałam już spokojniej ale emocje mnie nie opuszczały, Dalej byłam roztrzęsiona po tym co usłyszałam.
- Proszę wrócić na swoje miejsce, za chwile powinniśmy być na miejscu. - powiedział mężczyzna zajmujący miejsce obok konduktora. - Tam będzie mogła Pani zadzwonić do taty i wyjaśnić - dodał z współczuciem.
- Dobrze, dziękuje- powiedziałam - I przepraszam za zachowanie - mówiąc to spuściłam głowę w dół.
- Proszę się nie przejmować, naszym obowiązkiem jest wyjaśnić tego typu sytuacje - mówiąc to uśmiechnęła się lekko, kobieta w dalszym ciągu stała przede mną.
Jeszcze raz popatrzyłam smutno na załogę i wyszłam. Idąc unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, ale wiedziałam ze wszyscy na mnie patrzą. Usiadłam na swoje miejsce pod oknem, zaczęłam przyglądać się budynkom, które co 100 metrów robiły się większe. Ostatki łez wciąż spływały po mojej twarzy.
W końcu wjechaliśmy w miasto, pełne fabryk i zakładów. Wciąż nie dochodziło do mnie to co usłyszałam przed chwilą. W tym momencie pociąg zaczął zwalniać a ludzie zaczęli się przygotowywać do wyjścia. Gdy tylko pociąg stanął, ludzie zaczęli opuszczać swoje siedzenia i kierować się do wyjścia. Mi się nie śpieszyło. Dalej siedziałam ma miejscu i patrzyłam w szybę. Nagle podeszła do mnie kobieta z personelu.
- Już wszystko w porządku? - spytała troskliwie
- Tak, ja... już wychodzę- mówiąc to zabrałam swoją torbę i wyszłam. Poszłam po walizkę. Nie mogłam jej wyciągnąć. Pomógł mi jakiś mężczyzna.
- Proszę bardzo - powiedział i podał mi walizkę.
- Dziękuje - powiedziałam nie podnosząc wzroku i odeszłam. Wyszłam z peronu i znalazłam się na chodniku w środku miasta. Ruszyłam przed siebie, nie obchodziło mnie gdzie jestem i gdzie idę i tak nic by mi to nie dało. Szłam tak z dwadzieścia minut, gdy dotarłam do jakiegoś parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam się nad tym wszystkim jeszcze raz zastanowiać.
- Pewnie ojciec specjalnie mnie wywalił z domu. Byłam dla niego tylko utrapieniem - mówiłam do siebie cicho - Ale żeby ciotka tez w to była wmieszana... wydawało mi się ze mnie lubi. I co ja mam teraz zrobić? - pomyślałam załamana. Dobrze że znam niemiecki, ale to nie zmienia faktu że jestem w środku wielkiego miasta. Nie znam tu nikogo. Jestem skazana na siebie. - Nie wytrzymałam, schowałam twarz w dłoniach, poczułam jak łzy napływają mi do oczu i ciekną po policzku.
******
Siedziałam na ławce i płakałam z pół godziny. Nagle usłyszałam kobiecy głos tuż koło mnie.
- Co się stało? - spytała głosem pełnym troski.
- Nic - odpowiedziałam krótko.
- Skarbie nie płacz. Popatrz na mnie - powiedziała. Uniosłam delikatnie spuszczoną głowę. Przetarłam załzawione oczy, spojrzałam na kobietę. To chyba jakiś żart ?! Przede mną kucała Ewa Piszczek. Ta Ewa Piszczek która zawsze widziałam tylko na fotografiach.
- Pa...pani to Ewa Piszczek, tak? - wypaliłam.
- Taak - widzę ze nie da się ukryć - uśmiechnęła się tak przyjaźnie jak chyba tylko mogła.
- Przepraszam, ale ja ...
- Nie przepraszaj kochana, dużo osób tak reaguje - uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem fanką Pani męża, i Roberta i... - zaczęłam wymieniać.
- Ja tez jestem fanka mojego męża - zaczęła się śmiać - A tak a właściwie to co się stało ze tu tak sama siedzisz i to zapłakana? - spytała i od razu ton jej się zmienił na troskliwy.
- Nie będę Pani zawracała tym głowy - powiedziałam smutno.
- Mów złotko, pomogę ci jak tylko umiem- odpowiedziała.
- No dobrze - powiedziałam. - W końcu nic nie mam do stracenia. - pomyślałam.
________________________________________________
No to macie 4 rozdział, myślę ze jest OK ale szczerze to lepiej to sobie zaplanowałam, no ale nic ...
- Tak skarbie, zaraz pojedziemy do Dortmundu, czekaj na stacji.
Poderwałam się z miejsca.
Jaki Dortmund?! O co chodzi?!
- Nie, nie do Dortmundu! Ja się miałam zatrzymać w Paderborn!- zaczęłam krzyczeć na cały pociąg. Byłam tak zestresowana i spaniczała że nie zwracałam uwagi na ludzi, którzy się na mnie patrzyli.- Proszę zawróćcie! - krzyczałam. Jakaś pani zaczęła mnie głaskać po ramieniu i uspokajać. Ale ja nie dałam rady się uspokoić. Nagle otworzyłam oczy i podskoczyłam na siedzeniu jak opatrzona. Miałam przyspieszony oddech. Zaczęłam się rozglądać po pociągu.
- Spokojnie. Jesteś w pociągu. Zaraz dotrzesz do Paderborn. To tylko sen. - mówiłam do siebie i starałam się uspokoić. Przesiadłam się miejsce obok, pod okno. Odwróciłam się w stronę szyby i oparłam o nią głowę. Patrzyłam na mijające drzewa, pola, pojedyncze domy. Usłyszałam kobiecy głos za sobą. To chyba personel pociągu. Kobieta stała w przejściu pomiędzy prawymi siedzeniami a lewymi i wygłaszała informacje.
- Drodzy pasażerowie, chciałam tylko poinformować że za 10 minut dojedziemy do stacji. - gdy skończyła mówić, uśmiechnęła się serdecznie, odwróciła się na i poszła w kierunku kabiny konduktora. Ja ponownie przykleiłam głowę do szyby. Zobaczyłam tabliczkę z napisami ; "Willkommen in Dortmund" i przeżyłam szok.
- O nie. Czyli to nie był sen. Naprawdę przespałam stacje w Paderborn - zaczęłam coraz bardziej panicznie powtarzać w myślach. Znów zaczęłam ciężko i szybko oddychać. Poczułam jak robi mi się gorąco. Szybko wstałam z miejsca, wbiegłam na przejście między siedzeniami i pobiegłam w stronę, w którą chwile temu personelka po wygłoszeniu swojej przemowy się skierowała. Chciałam to jak najszybciej wyjaśnić. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, w sumie to się nie dziwie, wystrzeliłam jak z procy, byłam cala blada i coś majaczyłam. Gdy wpadłam do pomieszczenia konduktora zastałam całą załogę pociągu.
- Przepraszam Panią, ale tu nie wolno wchodzić - odezwała się ta sama kobieta która wygłaszała informacje.
- A co mnie to obchodzi?! - krzyknęłam.
- Bo będziemy musieli siłą Panią wyprowadzić - tym razem odezwał się inny mężczyzna.
- Przepraszam... ja... po prostu... - cały czas się zacinałam. Czułam jak panika wzrasta. Z tego stresu, kolana mi się ugięły, upadłam na podłogę i wybuchłam płaczem.
- Proszę Pani, wszystko w porządku? - wstała i podbiegła do mnie jakaś inna kobieta. - Proszę się uspokoić, i powiedzieć o co chodzi. - mówiła spokojnie, ale słychać było nutę przerażenia.
- Bo ja...- pociągnęłam nosem- Ja miałam wysiąść stacje wcześniej! - ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam. Zaczęłam wycierać łzy, dalej siedząc na podłodze.
- Ale to nie możliwe, ponieważ to jest pociąg bezpośrednio jadący z Warszawy do Dortmundu, bez żadnych przesiadek i wysiadek w innych miejscowościach. - odpowiedziała lekko zdziwiona, moją wypowiedzią.
- Co?! Ale jak to? - wstałam z podłogi i patrzyłam na kobietę z niedowierzaniem.
- Pociąg jadący również do Dortmundu ale z przesiadkami wyjechał dziś o 6.45. - odezwał się jakiś inny mężczyzna siedzący obok konduktora.
- Nie, nie, nie! To nie możliwe, przecież tata dawał mi.... że w... - przez te emocje znów się rozpłakałam - dostałam bilet do Paderbornu, Na sto procent... przecież to nie możliwe by tata mnie ... - urwał mi się głos. Byłam załamana i zalana łzami.
- Przykro mi ale to już musi Pani wyjaśnić ze swoim tatą, w tej sprawie nie możemy pomóc.- powiedziała smutno kobieta, która próbowała mnie uspokoić. - Coś jeszcze możemy dla Pani zrobić? Dać leki uspokajające? - zapytała już spokojniej ale ciągle z delikatnie przestraszoną miną.
- N... nie. Dziękuje - powiedziałam już spokojniej ale emocje mnie nie opuszczały, Dalej byłam roztrzęsiona po tym co usłyszałam.
- Proszę wrócić na swoje miejsce, za chwile powinniśmy być na miejscu. - powiedział mężczyzna zajmujący miejsce obok konduktora. - Tam będzie mogła Pani zadzwonić do taty i wyjaśnić - dodał z współczuciem.
- Dobrze, dziękuje- powiedziałam - I przepraszam za zachowanie - mówiąc to spuściłam głowę w dół.
- Proszę się nie przejmować, naszym obowiązkiem jest wyjaśnić tego typu sytuacje - mówiąc to uśmiechnęła się lekko, kobieta w dalszym ciągu stała przede mną.
Jeszcze raz popatrzyłam smutno na załogę i wyszłam. Idąc unikałam kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, ale wiedziałam ze wszyscy na mnie patrzą. Usiadłam na swoje miejsce pod oknem, zaczęłam przyglądać się budynkom, które co 100 metrów robiły się większe. Ostatki łez wciąż spływały po mojej twarzy.
W końcu wjechaliśmy w miasto, pełne fabryk i zakładów. Wciąż nie dochodziło do mnie to co usłyszałam przed chwilą. W tym momencie pociąg zaczął zwalniać a ludzie zaczęli się przygotowywać do wyjścia. Gdy tylko pociąg stanął, ludzie zaczęli opuszczać swoje siedzenia i kierować się do wyjścia. Mi się nie śpieszyło. Dalej siedziałam ma miejscu i patrzyłam w szybę. Nagle podeszła do mnie kobieta z personelu.
- Już wszystko w porządku? - spytała troskliwie
- Tak, ja... już wychodzę- mówiąc to zabrałam swoją torbę i wyszłam. Poszłam po walizkę. Nie mogłam jej wyciągnąć. Pomógł mi jakiś mężczyzna.
- Proszę bardzo - powiedział i podał mi walizkę.
- Dziękuje - powiedziałam nie podnosząc wzroku i odeszłam. Wyszłam z peronu i znalazłam się na chodniku w środku miasta. Ruszyłam przed siebie, nie obchodziło mnie gdzie jestem i gdzie idę i tak nic by mi to nie dało. Szłam tak z dwadzieścia minut, gdy dotarłam do jakiegoś parku. Usiadłam na ławce i zaczęłam się nad tym wszystkim jeszcze raz zastanowiać.
- Pewnie ojciec specjalnie mnie wywalił z domu. Byłam dla niego tylko utrapieniem - mówiłam do siebie cicho - Ale żeby ciotka tez w to była wmieszana... wydawało mi się ze mnie lubi. I co ja mam teraz zrobić? - pomyślałam załamana. Dobrze że znam niemiecki, ale to nie zmienia faktu że jestem w środku wielkiego miasta. Nie znam tu nikogo. Jestem skazana na siebie. - Nie wytrzymałam, schowałam twarz w dłoniach, poczułam jak łzy napływają mi do oczu i ciekną po policzku.
******
Siedziałam na ławce i płakałam z pół godziny. Nagle usłyszałam kobiecy głos tuż koło mnie.
- Co się stało? - spytała głosem pełnym troski.
- Nic - odpowiedziałam krótko.
- Skarbie nie płacz. Popatrz na mnie - powiedziała. Uniosłam delikatnie spuszczoną głowę. Przetarłam załzawione oczy, spojrzałam na kobietę. To chyba jakiś żart ?! Przede mną kucała Ewa Piszczek. Ta Ewa Piszczek która zawsze widziałam tylko na fotografiach.
- Pa...pani to Ewa Piszczek, tak? - wypaliłam.
- Taak - widzę ze nie da się ukryć - uśmiechnęła się tak przyjaźnie jak chyba tylko mogła.
- Przepraszam, ale ja ...
- Nie przepraszaj kochana, dużo osób tak reaguje - uśmiechnęła się do mnie.
- Jestem fanką Pani męża, i Roberta i... - zaczęłam wymieniać.
- Ja tez jestem fanka mojego męża - zaczęła się śmiać - A tak a właściwie to co się stało ze tu tak sama siedzisz i to zapłakana? - spytała i od razu ton jej się zmienił na troskliwy.
- Nie będę Pani zawracała tym głowy - powiedziałam smutno.
- Mów złotko, pomogę ci jak tylko umiem- odpowiedziała.
- No dobrze - powiedziałam. - W końcu nic nie mam do stracenia. - pomyślałam.
________________________________________________
No to macie 4 rozdział, myślę ze jest OK ale szczerze to lepiej to sobie zaplanowałam, no ale nic ...
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział 3.
Tamara, zaprowadziła mnie chyba do dwudziestu sklepów jak nie więcej. Byłam ledwo żywa.
Prawie zasnęłam w autobusie w drodze powrotnej. Ale nie powiem, że
zakupy nie były udane. Było naprawdę świetnie. Przesiedziałyśmy w centrum handlowym około czterech godzin. Kupiłam dwie pary szortów, crop-top, kilka bluzek, czarne kontury i jakieś kosmetyki.
- Boże Tamcia, ty jeszcze żyjesz? - spytałam cichym głosem, gdy jechałyśmy autobusem z powrotem.
- Ledwo. - powiedziała tak cicho, że prawie nic nie słyszałam.
Tamara kupiła sobie zamszowe, czarne szpilki , białe japonki, żółte trampki oraz dwa crop-topy. Uwielbiamy wspólne zakupy. Właśnie to, że wracamy takie zmęczone jest najlepsze, bo to oznacza że wyszalałyśmy się i naprawdę nas to cieszy.
Na przystanku trzeba było się pożegnać.
- Do zobaczenia jutro, mam nadzieję że przyjdziesz się że mną pożegnać? - zapytałam.
- No pewnie, będę o 10:30, ok?
- Oo w sam raz - uśmiechnęłam się do niej - papa - pożegnałam przyjaciółkę.
- Papa kochana - odpowiedziała Tamara. Poszliśmy w dwa różne kierunki.
Gdy w końcu dotarłam do domu była godzina 19. Postanowiłam się spakować bo jutro znając życie nie będzie mi się chciało.Wyciągnęłam średniej wielkości, błękitną walizkę z głębi szafy i otworzyłam ją. Na zewnątrz była całą zakurzona. W sumie co się dziwić, ostatni raz wyciągałam ją dwa lata temu gdy jechałam z Tamarą na obóz językowy do Anglii.
No i zaczyna się pakowanie. Cała zawartość szafy w mgnieniu oka znalazła się na podłodze. Zaczęłam wybierać najładniejsze rzeczy.
- Hm, może więcej rzeczy zabiorę, tak na wszelki wypadek - powiedziałam do siebie. Po ubraniach przyszedł czas na buty. Zabrałam czerwone conversy, różowe japonki, nowe zamszowe koturny, no i tam jeszcze parę par. Teraz kosmetyki. Poszłam do łazienki i zgarnęłam wszystko co się dało. Takie rzeczy jak paszport postanowiłam spakować jutro rano, na razie odłożyłam je na biurko. Poszłam się szybko umyć, włożyłam piżamę i położyłam się spać.
****
O godz 7.00 mój budzik zadzwonił. Wiedziałam że dziś jadę do Niemiec a mimo to i tak wstawać mi się nie chciało. Postanowiłam zjeść szybko śniadanie i dopasować rzeczy. Gdy wyszłam do kuchni, na stole leżała mała karteczka "Musiałem w nagłej sprawie pojechać do miasta i prawdopodobnie nie zdążę cię odwieść na peron. Poprosiłem wujka Mariusza by cię tam zawiózł. W związku z tym że zobaczymy się dopiero za tydzień życzę ci miłego wyjazdu, do zobaczenia Esterko. - TATA".
- Aha czyli na pożegnanie z tatą nie mam co liczyć. - skrzywiłam się. - No nic trudno. Idę się dopakować.- postanowiłam.
Z szafy wyciągałam mój plecak w stylu Vintage i po kolei pakowałam: laptop, krem do rąk, książkę,bluzkę na wszelki wypadek na przebranie, dokumenty, portfel i telefon. Na chwile usiadłam na łóżku i nie wiem po co, bo chwile potem wstałam i ubrałam się w dzień wcześniej przygotowane ciuchy:
Tak szczerze to wciąż nie mogłam uwierzyć że już dziś będę za granicą w Niemczech i zobaczę ciotkę. Usiadłam na dole w salonie i jak ją to mówię "przeżywałam" wszystko. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torby i zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Tamary i obok migającą zielona słuchawka,
- Halo? - odebrałam.
- Esiu, hej. Wyjdź przed dom, bo już jestem prawne u ciebie, mogę być tylko na pięć minut, bo zaraz jadę do dentysty. - oznajmiła i się rozłączyła.
Wyszłam przed dom. Faktycznie Tamara już prawie pod nim była. Pobiegła do niej i ją uściskałam, ona odwzajemniła uścisk.
- Słuchaj... - zaczęła - Masz mi tam uważać na siebie bym cię zobaczyła z powrotem w jednym kawałku, i przede wszystkim masz się tam cieszyć, wiec nie myśl o smutkach tylko o szaleństwie. A no i od razu zadzwoń jak przyjedziesz. - skończyła i uśmiechnęła się. Widać było że miała lekko szklane oczy.
- Dziękuje. Ty też tu uważaj na siebie. Zadzwonię obiecuje.- powiedziałam i wtedy zrobiło mi się jakoś dziwnie.
- I pamiętaj jesteś dla mnie jak siostra więc możesz dzwonić w każdej chwili, nawet o trzeciej w nocy jak tylko ci się zechce. - dodała i coraz bardziej robiła się blada.
- Wiem, ty też dzwoń... Tamara ja... będę tęsknić. - mówiąc to poszłam jak łza spływa mi po policzku.
- Nie płacz, proszę bo ją też się rozpłaczę. - powiedziała i oczy totalnie jej się zeszkliły.
- Dobrze... wydukałam a mimo to czułam jak coraz więcej łez mi się ciśnie do oczu.
Wtedy zobaczyłam wujka nadjeżdżającego autem i krzyczącego.
- Pośpiesz się, bo się spóźnimy.
- Ja muszę już iść ty chyba też. - powiedziała smutno Tamara. - I pamiętaj czekam tu na ciebie. - mówiąc to Tamara nie wytrzymała i w momencie zalała się łzami.
Gdy to zobaczyłam również dałam upust łzą. Przytuliłam ją mocno ostatni raz i wsiadłam do samochodu. Gdy weszłam do auta, Tamara odwróciła się na moment i posłała mi całusa.
*******
Na peron jechaliśmy 30 min. Gdy w końcu dojechaliśmy, wujek wyciągnął moja walizkę z bagażnika i odprowadził mnie pod pociąg który już tam stał. Pożegnałam się z nim i wsiadłam do maszyny. Chwilę później pociąg ruszył. I tak zaczęła się moja długa podróż do cioci. Po kilku minutach podróży zaczęło mi się nudzić. Włączyłam laptopa i poklei przeglądała strony. W końcu i to mi się znudziło. Wyłączyłam Mac'a i schowałam go do torby. Postanowiłam że się trochę zdrzemnę. Wyjęłam telefon, połączyłam do niego małe różowe słuchawki które dostałam od Tamary z Chin i włączyłam sobie Lane Del Rey - Ride. Boże kocham tą piosenkę, jest taka piękna i uspokajająca. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam. Obudził mnie dopiero dźwięk sms'a. Zerknęłam na telefon. Sms był od cioci " Część Estera, posłuchaj musiałam wyjechać na delegacje. Więc nie dam rady cię ugościć . Ale nic się nie martw, gdy wysiądziesz z pociągu i wyjdziesz ze stacji idź na przystanek i poczekaj na autobus numer 46, wsiądź do niego i wysiądź na przed ostatnim przystanku, tuż obok niego jest taki biały dom. Zapukaj do niego. Otworzy ci moja sąsiadka i poda adres hotelu w jakim będziesz mieszkać. " Gdy dojedziesz zadzwoń jeszcze do mnie. Jeszcze raz najmocniej cię przepraszam - CIOCIA DARIA ".
No świetnie, po prostu cudownie - pomyślałam. Eh trudno. Zrobię tak jak mi każe. Ale teraz nie chce mi się tym głowy zawracać. Jeszcze trochę się zdrzemnę. Na miejscu się będę martwić. To mówią znów zamknęłam oczy i zasnęłam. Nie miałam pojęcia co się wydarzy potem...
-------------------------
No to mamy trójeczkę :)
- Boże Tamcia, ty jeszcze żyjesz? - spytałam cichym głosem, gdy jechałyśmy autobusem z powrotem.
- Ledwo. - powiedziała tak cicho, że prawie nic nie słyszałam.
Tamara kupiła sobie zamszowe, czarne szpilki , białe japonki, żółte trampki oraz dwa crop-topy. Uwielbiamy wspólne zakupy. Właśnie to, że wracamy takie zmęczone jest najlepsze, bo to oznacza że wyszalałyśmy się i naprawdę nas to cieszy.
Na przystanku trzeba było się pożegnać.
- Do zobaczenia jutro, mam nadzieję że przyjdziesz się że mną pożegnać? - zapytałam.
- No pewnie, będę o 10:30, ok?
- Oo w sam raz - uśmiechnęłam się do niej - papa - pożegnałam przyjaciółkę.
- Papa kochana - odpowiedziała Tamara. Poszliśmy w dwa różne kierunki.
Gdy w końcu dotarłam do domu była godzina 19. Postanowiłam się spakować bo jutro znając życie nie będzie mi się chciało.Wyciągnęłam średniej wielkości, błękitną walizkę z głębi szafy i otworzyłam ją. Na zewnątrz była całą zakurzona. W sumie co się dziwić, ostatni raz wyciągałam ją dwa lata temu gdy jechałam z Tamarą na obóz językowy do Anglii.
No i zaczyna się pakowanie. Cała zawartość szafy w mgnieniu oka znalazła się na podłodze. Zaczęłam wybierać najładniejsze rzeczy.
- Hm, może więcej rzeczy zabiorę, tak na wszelki wypadek - powiedziałam do siebie. Po ubraniach przyszedł czas na buty. Zabrałam czerwone conversy, różowe japonki, nowe zamszowe koturny, no i tam jeszcze parę par. Teraz kosmetyki. Poszłam do łazienki i zgarnęłam wszystko co się dało. Takie rzeczy jak paszport postanowiłam spakować jutro rano, na razie odłożyłam je na biurko. Poszłam się szybko umyć, włożyłam piżamę i położyłam się spać.
****
O godz 7.00 mój budzik zadzwonił. Wiedziałam że dziś jadę do Niemiec a mimo to i tak wstawać mi się nie chciało. Postanowiłam zjeść szybko śniadanie i dopasować rzeczy. Gdy wyszłam do kuchni, na stole leżała mała karteczka "Musiałem w nagłej sprawie pojechać do miasta i prawdopodobnie nie zdążę cię odwieść na peron. Poprosiłem wujka Mariusza by cię tam zawiózł. W związku z tym że zobaczymy się dopiero za tydzień życzę ci miłego wyjazdu, do zobaczenia Esterko. - TATA".
- Aha czyli na pożegnanie z tatą nie mam co liczyć. - skrzywiłam się. - No nic trudno. Idę się dopakować.- postanowiłam.
Z szafy wyciągałam mój plecak w stylu Vintage i po kolei pakowałam: laptop, krem do rąk, książkę,bluzkę na wszelki wypadek na przebranie, dokumenty, portfel i telefon. Na chwile usiadłam na łóżku i nie wiem po co, bo chwile potem wstałam i ubrałam się w dzień wcześniej przygotowane ciuchy:
Tak szczerze to wciąż nie mogłam uwierzyć że już dziś będę za granicą w Niemczech i zobaczę ciotkę. Usiadłam na dole w salonie i jak ją to mówię "przeżywałam" wszystko. Nagle zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z torby i zobaczyłam na wyświetlaczu zdjęcie Tamary i obok migającą zielona słuchawka,
- Halo? - odebrałam.
- Esiu, hej. Wyjdź przed dom, bo już jestem prawne u ciebie, mogę być tylko na pięć minut, bo zaraz jadę do dentysty. - oznajmiła i się rozłączyła.
Wyszłam przed dom. Faktycznie Tamara już prawie pod nim była. Pobiegła do niej i ją uściskałam, ona odwzajemniła uścisk.
- Słuchaj... - zaczęła - Masz mi tam uważać na siebie bym cię zobaczyła z powrotem w jednym kawałku, i przede wszystkim masz się tam cieszyć, wiec nie myśl o smutkach tylko o szaleństwie. A no i od razu zadzwoń jak przyjedziesz. - skończyła i uśmiechnęła się. Widać było że miała lekko szklane oczy.
- Dziękuje. Ty też tu uważaj na siebie. Zadzwonię obiecuje.- powiedziałam i wtedy zrobiło mi się jakoś dziwnie.
- I pamiętaj jesteś dla mnie jak siostra więc możesz dzwonić w każdej chwili, nawet o trzeciej w nocy jak tylko ci się zechce. - dodała i coraz bardziej robiła się blada.
- Wiem, ty też dzwoń... Tamara ja... będę tęsknić. - mówiąc to poszłam jak łza spływa mi po policzku.
- Nie płacz, proszę bo ją też się rozpłaczę. - powiedziała i oczy totalnie jej się zeszkliły.
- Dobrze... wydukałam a mimo to czułam jak coraz więcej łez mi się ciśnie do oczu.
Wtedy zobaczyłam wujka nadjeżdżającego autem i krzyczącego.
- Pośpiesz się, bo się spóźnimy.
- Ja muszę już iść ty chyba też. - powiedziała smutno Tamara. - I pamiętaj czekam tu na ciebie. - mówiąc to Tamara nie wytrzymała i w momencie zalała się łzami.
Gdy to zobaczyłam również dałam upust łzą. Przytuliłam ją mocno ostatni raz i wsiadłam do samochodu. Gdy weszłam do auta, Tamara odwróciła się na moment i posłała mi całusa.
*******
Na peron jechaliśmy 30 min. Gdy w końcu dojechaliśmy, wujek wyciągnął moja walizkę z bagażnika i odprowadził mnie pod pociąg który już tam stał. Pożegnałam się z nim i wsiadłam do maszyny. Chwilę później pociąg ruszył. I tak zaczęła się moja długa podróż do cioci. Po kilku minutach podróży zaczęło mi się nudzić. Włączyłam laptopa i poklei przeglądała strony. W końcu i to mi się znudziło. Wyłączyłam Mac'a i schowałam go do torby. Postanowiłam że się trochę zdrzemnę. Wyjęłam telefon, połączyłam do niego małe różowe słuchawki które dostałam od Tamary z Chin i włączyłam sobie Lane Del Rey - Ride. Boże kocham tą piosenkę, jest taka piękna i uspokajająca. Nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam. Obudził mnie dopiero dźwięk sms'a. Zerknęłam na telefon. Sms był od cioci " Część Estera, posłuchaj musiałam wyjechać na delegacje. Więc nie dam rady cię ugościć . Ale nic się nie martw, gdy wysiądziesz z pociągu i wyjdziesz ze stacji idź na przystanek i poczekaj na autobus numer 46, wsiądź do niego i wysiądź na przed ostatnim przystanku, tuż obok niego jest taki biały dom. Zapukaj do niego. Otworzy ci moja sąsiadka i poda adres hotelu w jakim będziesz mieszkać. " Gdy dojedziesz zadzwoń jeszcze do mnie. Jeszcze raz najmocniej cię przepraszam - CIOCIA DARIA ".
No świetnie, po prostu cudownie - pomyślałam. Eh trudno. Zrobię tak jak mi każe. Ale teraz nie chce mi się tym głowy zawracać. Jeszcze trochę się zdrzemnę. Na miejscu się będę martwić. To mówią znów zamknęłam oczy i zasnęłam. Nie miałam pojęcia co się wydarzy potem...
-------------------------
No to mamy trójeczkę :)
Rozdział 2.
- Mówiłam ci kiedyś że mam ciotkę która mieszka w... hm, czekaj jak to się nazywa... O! W Paderborn.
- Ta co ci twojego srajfona dała ? - zaśmiała się.
- Tak właśnie ta. - powiedziałam krótok.
- No... coś wspominałaś parę razy... i? - zapytała i podejrzliwie popatrzyła na mnie.
- No bo ona, mnie...- przerwałam, bo w tym momencie przyjechał autobus. - Szybko - krzyknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę za rękę.
Gdy już zajęłyśmy miejsca w autobusie, kontynuowałam.
- Bo ta ciotka mnie zaprosiła do siebie na tydzień do Niemiec.- powiedziałam i czekałam na reakcje Tamary.
- Naprawdę? - spytała - Przecież sama mówiłaś, że już trzy lata się nie odzywała, a teraz nagle cię zaprosiła? - była wyraźnie zdziwiona.
- Właśnie ja też się zdziwiłam, ale nie będę jej odmawiać bo skoro sama wyciąga do mnie dłoń to czemu nie. Ale ja raczej nigdy bym do niej nie zadzwoniła i nie spytała :"Hej ciociu mogę do ciebie przyjechać?" - skończyłam z lekką ironią.
- No fakt - przyznała mi rację Tamara.
Do końca podróży autobusem gadałyśmy o wyjeździe.
Gdy znalazłyśmy się przed wejściem do centrum handlowego Tamara jakby nigdy nic wesoło spytała.
- No to jesteśmy na miejscu, więc co chcesz sobie kupić?
- Planowałam dwie pary szortów, bluzę, i parę crop-tropów.- powiedziałam i posłałam jej uśmiech
- Wow! Szalejesz siostro.- zaśmiała się.
- No a jak! Może wyrwę jakiegoś gacha! - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Marco Reus'a! - wypaliła. - Jak wrócisz masz się nazywać Estera Reus, bo koniec
przyjaźni - zrobiła grobową minę i zaśmiała się szyderczo.
Popatrzyłam na nią. I zaczęliśmy się śmiać w najlepsze. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatki. Ale my to kochamy. Przy Tamarze czułam się sobą.
- O! - krzyknęłam - Patrz jakie zajebiste szorty. Muszę je przymierzyć! - bez zastanowienia pociągałam przyjaciółkę za rękę do sklepu.
- Idę do przymierzalni. - oznajmiłam - Chodź ze mną.
- Już idę, chwila, też wezmę sobie jakieś szorty, zaraz tam przyjdę.- powiedziała
Weszłam do przymierzalni i mnie zatkało. Zobaczyłam stojącą przed jedną nich, czekającą na kogoś Weronikę.
- We-Weronika! Hej, to ja Estera ! - krzyknęłam.
Wyraźnie się zdziwiła moją reakcją. Chyba mnie nie poznała na pierwszy rzut oka. Ale sekundę później oczy jej błysnęły i pobiegła w moja stronę. Z Weroniką znałam się od dawna. Ona, ja i nasi rodzice zawsze jeździliśmy razem na wakacje, aż do momentu rozwodu mamy z tatą, wtedy kontakt się urwał. Byłyśmy razem we Francji, w Holandii, na Chorwacji i w Bułgarii. Zawsze spędziliśmy ze sobą najlepsze wakacje.
- Estera! - również wyglądała na zaskoczoną. Mocno mnie przytuliła.
- Boże, ile tu już lat minęło? - zapytałam ,w dalszym ciągu w lekkim szoku.
- Hmm, z pięć na pewno- uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz co ci powiem, nic się prawie nie zmieniłaś... - zawahałam się na chwilę - ... Ej, czy ty nie miałaś czasem blond włosów? - zapytałam zdziwiona
- Haha, widzę że nie da się nie zauważyć- zachichotała. Nie wiem co mnie zakorciło, by zrobić sobie jasnobrązowe. - zaśmiała się.
- Oj tam, ładnie ci.- skomentowałam.
- Ej, przepraszam cię, ale ją już muszę lecieć, bo zaraz mam samolot do domu. - powiedziała.
- To gdzie ty mieszkasz?!
- W Atlancie. - uśmiechnęła się.
- Aaa no to ok...- i wtedy sobie uświadomiłam...- Czekaj, przecież Atlanta jest w...
- USA - dokończyła za mnie Weronika.
- Mieszkasz w USA? Co? Ale od kiedy? - tym to mnie zdziwiła.
- Od roku. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Też bym tak chciała. - zamarzyłam się.
- Musisz mnie kiedyś odwiedzić - stwierdziła.
- Jasne, z chęcią - uśmiechnęłam się.
- Dobra ją naprawdę muszę spadać. Trzymaj się! - zawołała przy wyjściu.
- Papa - krzyknęłam.
W tym momencie do przebieralni weszła Tamara, cała obładowana ciuchami.
- Kto to był? - zapytała.
- Koleżanka, ta z wakacji.
- Weronika?
- Tak
- A ona nie miała czasem blond...
- Tak miała - przerwałam przyjaciółce i się uśmiechnęłam się. - Po co ci tyle ciuchów? - zapytałam
- No przecież chciałaś iść na zakupy - ostatni słowo zaakcentowała mocniej.
-----------------
No to macie 2 rozdział, w trzecim zacznie się coś dziać.... czytajcie :)
- Ta co ci twojego srajfona dała ? - zaśmiała się.
- Tak właśnie ta. - powiedziałam krótok.
- No... coś wspominałaś parę razy... i? - zapytała i podejrzliwie popatrzyła na mnie.
- No bo ona, mnie...- przerwałam, bo w tym momencie przyjechał autobus. - Szybko - krzyknęłam i pociągnęłam przyjaciółkę za rękę.
Gdy już zajęłyśmy miejsca w autobusie, kontynuowałam.
- Bo ta ciotka mnie zaprosiła do siebie na tydzień do Niemiec.- powiedziałam i czekałam na reakcje Tamary.
- Naprawdę? - spytała - Przecież sama mówiłaś, że już trzy lata się nie odzywała, a teraz nagle cię zaprosiła? - była wyraźnie zdziwiona.
- Właśnie ja też się zdziwiłam, ale nie będę jej odmawiać bo skoro sama wyciąga do mnie dłoń to czemu nie. Ale ja raczej nigdy bym do niej nie zadzwoniła i nie spytała :"Hej ciociu mogę do ciebie przyjechać?" - skończyłam z lekką ironią.
- No fakt - przyznała mi rację Tamara.
Do końca podróży autobusem gadałyśmy o wyjeździe.
Gdy znalazłyśmy się przed wejściem do centrum handlowego Tamara jakby nigdy nic wesoło spytała.
- No to jesteśmy na miejscu, więc co chcesz sobie kupić?
- Planowałam dwie pary szortów, bluzę, i parę crop-tropów.- powiedziałam i posłałam jej uśmiech
- Wow! Szalejesz siostro.- zaśmiała się.
- No a jak! Może wyrwę jakiegoś gacha! - uśmiechnęłam się podstępnie.
- Marco Reus'a! - wypaliła. - Jak wrócisz masz się nazywać Estera Reus, bo koniec
przyjaźni - zrobiła grobową minę i zaśmiała się szyderczo.
Popatrzyłam na nią. I zaczęliśmy się śmiać w najlepsze. Ludzie patrzyli na nas jak na wariatki. Ale my to kochamy. Przy Tamarze czułam się sobą.
- O! - krzyknęłam - Patrz jakie zajebiste szorty. Muszę je przymierzyć! - bez zastanowienia pociągałam przyjaciółkę za rękę do sklepu.
- Idę do przymierzalni. - oznajmiłam - Chodź ze mną.
- Już idę, chwila, też wezmę sobie jakieś szorty, zaraz tam przyjdę.- powiedziała
Weszłam do przymierzalni i mnie zatkało. Zobaczyłam stojącą przed jedną nich, czekającą na kogoś Weronikę.
- We-Weronika! Hej, to ja Estera ! - krzyknęłam.
Wyraźnie się zdziwiła moją reakcją. Chyba mnie nie poznała na pierwszy rzut oka. Ale sekundę później oczy jej błysnęły i pobiegła w moja stronę. Z Weroniką znałam się od dawna. Ona, ja i nasi rodzice zawsze jeździliśmy razem na wakacje, aż do momentu rozwodu mamy z tatą, wtedy kontakt się urwał. Byłyśmy razem we Francji, w Holandii, na Chorwacji i w Bułgarii. Zawsze spędziliśmy ze sobą najlepsze wakacje.
- Estera! - również wyglądała na zaskoczoną. Mocno mnie przytuliła.
- Boże, ile tu już lat minęło? - zapytałam ,w dalszym ciągu w lekkim szoku.
- Hmm, z pięć na pewno- uśmiechnęła się do mnie.
- Wiesz co ci powiem, nic się prawie nie zmieniłaś... - zawahałam się na chwilę - ... Ej, czy ty nie miałaś czasem blond włosów? - zapytałam zdziwiona
- Haha, widzę że nie da się nie zauważyć- zachichotała. Nie wiem co mnie zakorciło, by zrobić sobie jasnobrązowe. - zaśmiała się.
- Oj tam, ładnie ci.- skomentowałam.
- Ej, przepraszam cię, ale ją już muszę lecieć, bo zaraz mam samolot do domu. - powiedziała.
- To gdzie ty mieszkasz?!
- W Atlancie. - uśmiechnęła się.
- Aaa no to ok...- i wtedy sobie uświadomiłam...- Czekaj, przecież Atlanta jest w...
- USA - dokończyła za mnie Weronika.
- Mieszkasz w USA? Co? Ale od kiedy? - tym to mnie zdziwiła.
- Od roku. - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Też bym tak chciała. - zamarzyłam się.
- Musisz mnie kiedyś odwiedzić - stwierdziła.
- Jasne, z chęcią - uśmiechnęłam się.
- Dobra ją naprawdę muszę spadać. Trzymaj się! - zawołała przy wyjściu.
- Papa - krzyknęłam.
W tym momencie do przebieralni weszła Tamara, cała obładowana ciuchami.
- Kto to był? - zapytała.
- Koleżanka, ta z wakacji.
- Weronika?
- Tak
- A ona nie miała czasem blond...
- Tak miała - przerwałam przyjaciółce i się uśmiechnęłam się. - Po co ci tyle ciuchów? - zapytałam
- No przecież chciałaś iść na zakupy - ostatni słowo zaakcentowała mocniej.
-----------------
No to macie 2 rozdział, w trzecim zacznie się coś dziać.... czytajcie :)
Rozdział 1.
- Więc trzeba się pakować - pomyślałam. Ciotki
Darii nie widziałam przez trzy lata, więc czemu tak nagle przypomniała sobie o
moim istnieniu? - Nie umiałam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Ostatni raz była u nas na święta w 2010 roku i wpadła na dwie godziny i pojechała z powrotem. Za to prezenty były niesamowite. Dostałam czerwone trampki Converse i iPhone 4. Gdy tamtego dnia otworzyłam pudełko z prezentem myślałam że padnę. Patrzyłam z niedowierzaniem ma ciocie, a ona tylko mnie przytuliła i powiedziała że to rekompensata za to że widzę ją tylko raz na dwa lata. - Może i tym razem coś od niej dostanę? - pomyślałam z nadzieją. Boże, co ją mówię, jestem głupia! Chcę prostu zobaczyć ciocie. Tak bardzo ją lubię. Mimo iż widywałam ją raz na rok to zawsze gdy była u nas cały czas poświęcała tylko mi. - Nie wiem co mam wziąć. Jaką w ogóle tam będzie pogoda? - spytałam sama siebie.
Siadłam na łóżku,otworzyłam szufladę pod swoim łóżkiem i wyjęłam mojego białego Mac'a.Dostałam go od mojej najlepszej przyjaciółki Tamary na urodziny rok temu. Kocham ją, jest dla mnie jak siostra, wiemy oi sobie wszystko. Otworzyłam laptopa i włączyłam ikonę z internetem. Po sprawdzeniu pogody dla tej części Niemiec wyszło na to że będzie gorąco. W sumie co się dziwić, jest początek sierpnia. Podeszłam do szafy i zatkało mnie.
-Jezu... - jęknęłam. - Mam same swetry i długie rurki. No nie wierzę. Jedyne moje krótkie spodnie jakie posiadam miałam właśnie na sobie. - pomyślałam i zerknęłam w dół na swoje szorty.- Mhm... no to mam mały problem. - powiedziałam do siebie. - Wiem. Zadzwonię do Tamary i wyciągnę ją na zakupy. Wyciągnęłam z kieszeni spodni swojego trzyletniego iPhone'a z moją ulubioną okładką z Lany Del Rey. Tak, lubię Lane i to bardzo. Żadne piosenki chyba mnie tak nie uspokajają jak jej.
Weszłam w kontakty na telefonie i wybrałam numer Tamary.
- Hej Esia! - usłyszałam sympatyczny głos przyjaciółki. - Coś się stało?
- Część Tami ! Tak ... yyy... - zająkałam się. - To znaczy nie, nic się nie stało, chciałam po prostu wiedzieć co robisz? - trochę się zagalopowałam z odpowiedzią.
- Nic nie robię, oglądam telewizje, nudzę się - odparła.
- To świetnie! Więc zbieraj manatki i chodź ze mną na zakupy! - oznajmiłam radośnie.
Zapadła na chwilę cisza. Chyba Tama nie zorientowała się o co mi chodzi. Po pięciu sekundach namysłu powiedziała:
- Zakupy... mówisz?
- No, potrzebne mi są nowe spodnie i parę bluzek.
- Więc ok, ale możesz mi powiedzieć co tak nagle ci się zakupów zachowało? Co na randkę idziesz i nie masz co włożyć? - zażartowała.
- Haha, śmieszne - powiedziałam sarkastycznie. - nie po prostu ... powiem ci później. Bądź u mnie na przystanku za dziesięć minut, ok?
- Spoko - rzuciła krótko - pa.
- Pa.- odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Poszłam do łazienki i przegrałam się w trochę schludniejsze ciuchy, a tak dokładnie to zmieniłam bluzkę i makijaż:
*******
Gdy byłam gotowa do wyjścia, przypomniało mi się że nie mam kasy. Co ją teraz zrobię? Na szczęście przypomniało mi się że, jest jedno miejsce gdzie te pieniądze powinnam znaleźć. Weszłam do swojego pokoju, przysunęłam krzesło tak by stało tuż przed regałem z książkami. Ostrożnie stanęłam na siedzeniu i sięgnęłam ręką na ostatnią półkę. Zaczęłam wyrzucać po kolei książki. Gdy już ją opróżniałam, wyciągnęłam rękę najdalej jak tylko mogłam i po omacku szukałam małej szkatułki. Mam. Szybko zdjęłam małe jasnoróżowe pudełko w kwiatki i otworzyłam. Na dnie leżało 300 zł. Uśmiechnęłam się, bez zastanowienia zagrałam pieniądze i wybiegłam z domu. To były oszczędności mojego życia. To znaczy dostawałam kieszonkowe od taty, ale czasem gdy nie zdążyłam wszystkiego wydać a już dostałam nowe, to nie wydaną kasę odkładałam właśnie do tej szkatułki i chowałam.
Szłam szybkim krokiem na przystanek. Całą drogę zastanawiałam się jak zareaguje ciotką gdy mnie zobaczy. W końcu gdy mnie ostatni raz widziała byłam jeszcze 'przy sobie'. A teraz noszę ubrania XS, no ewentualnie S gdy chce by były luźniejsze. Na przystanku już czekała na mnie Tamara. Cmoknęła mnie w policzek na przywitanie. Była trochę wyższa ode mnie ale miała bardzo podobną figurę do mnie. Też była szczupła. A no tak, ona była SZCZUPŁA, a ja CHUDA. To "lekka" różnica, bo gdy ja ubrałam strój kąpielowy to widać było jeszcze trochę wystające żebra, nogi jak dla patyki, a biust? Szkoda gadać. W czasie moich głodówek nie miałam go w ogóle. Teraz "coś tam mam" ale nie za wiele. A Tamara? Tamara miała niewielki biust, jednak większy od mojego. Nogi miała szczupłe choć widać było mięśnie, a brzuch prostu płaski i delikatnie umięśniony, nic nie wystawało, żaden tłuszcz. TAMARA JEST PO PROSTU PIĘKNA. Moja przyjaciółka lubiła nosić buty na obcasach. Ja nie koniecznie. Tym razem również miała swoje czarne lity. Miała swój styl, swój oryginalny styl. Dziś też wyglądała ślicznie:
Ostatni raz była u nas na święta w 2010 roku i wpadła na dwie godziny i pojechała z powrotem. Za to prezenty były niesamowite. Dostałam czerwone trampki Converse i iPhone 4. Gdy tamtego dnia otworzyłam pudełko z prezentem myślałam że padnę. Patrzyłam z niedowierzaniem ma ciocie, a ona tylko mnie przytuliła i powiedziała że to rekompensata za to że widzę ją tylko raz na dwa lata. - Może i tym razem coś od niej dostanę? - pomyślałam z nadzieją. Boże, co ją mówię, jestem głupia! Chcę prostu zobaczyć ciocie. Tak bardzo ją lubię. Mimo iż widywałam ją raz na rok to zawsze gdy była u nas cały czas poświęcała tylko mi. - Nie wiem co mam wziąć. Jaką w ogóle tam będzie pogoda? - spytałam sama siebie.
Siadłam na łóżku,otworzyłam szufladę pod swoim łóżkiem i wyjęłam mojego białego Mac'a.Dostałam go od mojej najlepszej przyjaciółki Tamary na urodziny rok temu. Kocham ją, jest dla mnie jak siostra, wiemy oi sobie wszystko. Otworzyłam laptopa i włączyłam ikonę z internetem. Po sprawdzeniu pogody dla tej części Niemiec wyszło na to że będzie gorąco. W sumie co się dziwić, jest początek sierpnia. Podeszłam do szafy i zatkało mnie.
-Jezu... - jęknęłam. - Mam same swetry i długie rurki. No nie wierzę. Jedyne moje krótkie spodnie jakie posiadam miałam właśnie na sobie. - pomyślałam i zerknęłam w dół na swoje szorty.- Mhm... no to mam mały problem. - powiedziałam do siebie. - Wiem. Zadzwonię do Tamary i wyciągnę ją na zakupy. Wyciągnęłam z kieszeni spodni swojego trzyletniego iPhone'a z moją ulubioną okładką z Lany Del Rey. Tak, lubię Lane i to bardzo. Żadne piosenki chyba mnie tak nie uspokajają jak jej.
Weszłam w kontakty na telefonie i wybrałam numer Tamary.
- Hej Esia! - usłyszałam sympatyczny głos przyjaciółki. - Coś się stało?
- Część Tami ! Tak ... yyy... - zająkałam się. - To znaczy nie, nic się nie stało, chciałam po prostu wiedzieć co robisz? - trochę się zagalopowałam z odpowiedzią.
- Nic nie robię, oglądam telewizje, nudzę się - odparła.
- To świetnie! Więc zbieraj manatki i chodź ze mną na zakupy! - oznajmiłam radośnie.
Zapadła na chwilę cisza. Chyba Tama nie zorientowała się o co mi chodzi. Po pięciu sekundach namysłu powiedziała:
- Zakupy... mówisz?
- No, potrzebne mi są nowe spodnie i parę bluzek.
- Więc ok, ale możesz mi powiedzieć co tak nagle ci się zakupów zachowało? Co na randkę idziesz i nie masz co włożyć? - zażartowała.
- Haha, śmieszne - powiedziałam sarkastycznie. - nie po prostu ... powiem ci później. Bądź u mnie na przystanku za dziesięć minut, ok?
- Spoko - rzuciła krótko - pa.
- Pa.- odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Poszłam do łazienki i przegrałam się w trochę schludniejsze ciuchy, a tak dokładnie to zmieniłam bluzkę i makijaż:
*******
Gdy byłam gotowa do wyjścia, przypomniało mi się że nie mam kasy. Co ją teraz zrobię? Na szczęście przypomniało mi się że, jest jedno miejsce gdzie te pieniądze powinnam znaleźć. Weszłam do swojego pokoju, przysunęłam krzesło tak by stało tuż przed regałem z książkami. Ostrożnie stanęłam na siedzeniu i sięgnęłam ręką na ostatnią półkę. Zaczęłam wyrzucać po kolei książki. Gdy już ją opróżniałam, wyciągnęłam rękę najdalej jak tylko mogłam i po omacku szukałam małej szkatułki. Mam. Szybko zdjęłam małe jasnoróżowe pudełko w kwiatki i otworzyłam. Na dnie leżało 300 zł. Uśmiechnęłam się, bez zastanowienia zagrałam pieniądze i wybiegłam z domu. To były oszczędności mojego życia. To znaczy dostawałam kieszonkowe od taty, ale czasem gdy nie zdążyłam wszystkiego wydać a już dostałam nowe, to nie wydaną kasę odkładałam właśnie do tej szkatułki i chowałam.
Szłam szybkim krokiem na przystanek. Całą drogę zastanawiałam się jak zareaguje ciotką gdy mnie zobaczy. W końcu gdy mnie ostatni raz widziała byłam jeszcze 'przy sobie'. A teraz noszę ubrania XS, no ewentualnie S gdy chce by były luźniejsze. Na przystanku już czekała na mnie Tamara. Cmoknęła mnie w policzek na przywitanie. Była trochę wyższa ode mnie ale miała bardzo podobną figurę do mnie. Też była szczupła. A no tak, ona była SZCZUPŁA, a ja CHUDA. To "lekka" różnica, bo gdy ja ubrałam strój kąpielowy to widać było jeszcze trochę wystające żebra, nogi jak dla patyki, a biust? Szkoda gadać. W czasie moich głodówek nie miałam go w ogóle. Teraz "coś tam mam" ale nie za wiele. A Tamara? Tamara miała niewielki biust, jednak większy od mojego. Nogi miała szczupłe choć widać było mięśnie, a brzuch prostu płaski i delikatnie umięśniony, nic nie wystawało, żaden tłuszcz. TAMARA JEST PO PROSTU PIĘKNA. Moja przyjaciółka lubiła nosić buty na obcasach. Ja nie koniecznie. Tym razem również miała swoje czarne lity. Miała swój styl, swój oryginalny styl. Dziś też wyglądała ślicznie:
- No więc mów czemu tak nagle wyrwałaś się z tymi zakupami ? - spytała spokojnie.
----------------------------------
No więc 1 rozdział tak jak obiecałyśmy ;)
Troszkę długo czekaliście ale jak obiecałyśmy zaraz "pojedzie" drugi rozdział :)
Ach te Google xD Nasz Oezil <3
Prolog
Jestem Estera. Wiem, moje imię jest "paranormalne", zażalenia kierować do mojej matki,
która jest aktualnie gdzieś w Hiszpanii. Dzieciństwo miałam
trudne. Mój ojciec dużo wymagał, był nie ugięty w wielu
sprawach A matka? Co tu dużo mówiąc mówić. Pięć lat temu zostawiła ojca i wyprowadziła się do Madrytu.
Ostatnie dwa lata były dla mnie tragiczne. Zginęła moja kuzynka, spadłam w
szkole z ocenami, co wkurzyło mojego ojca, często miałam
kilkudniowe depresję i popadłam w anoreksje z powodu mojego wyglądu. Wmawiałam sobie
że jestem gruba, mało jadłam, brałam środki przeczyszczające dość często.
Schudłam 13 kg i ważyłam 42 kg. Wyglądałam jak szkielet. Przez pół roku chodziłam do psychologa, nawet na dwa tyg zamknęli mnie w wariatkowie.
Już się nie odchudzam, ale i tak jestem dość chuda.
Znowu musiałam wstać wcześnie. Byłam bardzo ciekawa czemu ojciec zawołał mnie o tak wcześniej porze, lecz bardzo szybko tego pożałowałam. Miałam przekopywać ogród. Dziś miałam występ z baletu. Ojciec oczywiście jak zawsze zapomniał. No tak ale kogo to obchodzi co ja mam ważnego do zrobienia, no na pewno nie mojego ojca. Powiedział mi że mam przekopać wschodnią część ogrodu i wtedy będę mogła wyjść na moje tańce. Byłam wściekła ale jakoś szybko się z tym uwinęłam, przebrałam się, spakowałam moje niebieskie body, spódnice, baletki i szybko wyszłam z domu.
Występ przebiegł dobrze. Gdy wróciłam do domu byłam padnięta. Ojciec już na mnie czekał z nową wieścią. Mianowicie moja ciotką, która mieszkała w jakimś miasteczku oddalonym jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Dortmundu zaprosiła mnie do siebie na tydzień. Miałam jechać bezpośrednio pociągiem na następny dzień o dwunastej. Mimo zmęczenia poszłam na górę się pakować. Nareszcie poczułam że ten tydzień będzie udany.
----------------
NOWY PROLOG!! :D Zmiana weny na lepsze ;)
Znowu musiałam wstać wcześnie. Byłam bardzo ciekawa czemu ojciec zawołał mnie o tak wcześniej porze, lecz bardzo szybko tego pożałowałam. Miałam przekopywać ogród. Dziś miałam występ z baletu. Ojciec oczywiście jak zawsze zapomniał. No tak ale kogo to obchodzi co ja mam ważnego do zrobienia, no na pewno nie mojego ojca. Powiedział mi że mam przekopać wschodnią część ogrodu i wtedy będę mogła wyjść na moje tańce. Byłam wściekła ale jakoś szybko się z tym uwinęłam, przebrałam się, spakowałam moje niebieskie body, spódnice, baletki i szybko wyszłam z domu.
Występ przebiegł dobrze. Gdy wróciłam do domu byłam padnięta. Ojciec już na mnie czekał z nową wieścią. Mianowicie moja ciotką, która mieszkała w jakimś miasteczku oddalonym jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Dortmundu zaprosiła mnie do siebie na tydzień. Miałam jechać bezpośrednio pociągiem na następny dzień o dwunastej. Mimo zmęczenia poszłam na górę się pakować. Nareszcie poczułam że ten tydzień będzie udany.
----------------
NOWY PROLOG!! :D Zmiana weny na lepsze ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)